MATEUSZ STYPUŁKOWSKI
W wyniku aktualnej sytuacji na Ukrainie i zaangażowania Rosji w konflikty wewnętrzne tego kraju, świat ponownie zwrócił uwagę na region post-sowiecki. Państwa Zachodu jednogłośnie skrytykowały politykę Kremla, zarzucając prezydentowi Władimirowi Putinowi prowadzenie nowej imperialistycznej polityki i ogłosiły wprowadzenie sankcji, które, jak się okazało, miały znaczenie bardziej symboliczne niż praktyczne. Polscy politycy, którzy już od wielu lat pragną zobaczyć Rosję słabą i uległą niczym za czasów „jelcynowskich”, licytują się o to, który z nich wymyśli najtwardsze i najmniej kompromisowe stanowisko, jakie należy przyjąć w relacjach z Moskwą. Zarówno lewica jak i prawica zasypuje media komentarzami na temat wprowadzenia dodatkowych środków ostrożności, takich jak zakup nowego sprzętu wojskowego, co oznaczałoby kolejne wielomilionowe obciążenie dla budżetu państwa. Oprócz tego, mówi się o wprowadzeniu Ukrainy w struktury NATO, a nawet o nawiązaniu bliższych kontaktów tego państwa z Unią Europejską. Każda spostrzegawcza osoba zauważy, że Polska jest raczej odosobniona w tych postulatach. Państwa takie jak USA, Wielka Brytania czy Francja przyjęły raczej wstrzemięźliwe stanowisko w sprawie relacji rosyjsko-ukrainskich. Do tej pory nie doszło do rozlewu krwi na masową skalę. Nie ma zatem potrzeby powoływania kolejnego trybunału do spraw ludobójstwa, a to – wydaje się – wystarczy zachodnim decydentom. Na tle całego ukraińskiego szaleństwa, które rozpętało się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, warto zadać sobie pytania: czy Rosja naprawdę stanowi tak wielkie zagrożenie dla świata? Czy Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej mają prawo czuć się zagrożone?
Aby zrozumieć politykę zagraniczną tego państwa należy najpierw przeanalizować jego warunki geograficzne i wynikające z tego implikacje. Rosja jest największym krajem na świecie, które graniczy z wieloma państwami, i z którymi łączą je setki lat skomplikowanych stosunków. Wynika z tego jeden, oczywisty wniosek: władze tego państwa muszą zapewnić mu bezpieczeństwo, licząc się z jego olbrzymim obszarem i niezwykle rozległymi granicami.
Podczas rozpadu ZSRR wiele konfliktów etnicznych wywarło swój wpływ na kształt nowo powstałych państw. Największe problemy pojawiły się na obszarze Kaukazu Północnego, który za czasów stalinowskich stanowił pole dla radykalnych eksperymentów społecznych charakteryzujących się przede wszystkim masowymi przesiedleniami. Aktualnie obszar ten spędza sen z powiek władz kremlowskich, ze względu na aktywną działalność ugrupowań terrorystycznych. Kaukaz od czasów cesarstwa stanowił największy punkt zapalny na terenie Rosji. Do dzisiaj stacjonuje tam największy odsetek rosyjskiej armii. Konflikt o Abchazję i Osetię Południową z Gruzją z 2008 r. udowodnił, że minie jeszcze wiele lat, zanim będzie można nazwać ten region „spokojnym”.
Patrząc nieco dalej na wschód widzimy granice z takimi państwami jak Kazachstan i Mongolia. Jest to obszar nieco spokojniejszy, ale rozwinięta działalność przestępcza, w tym przede wszystkim handel i przemyt narkotyków, jest bez wątpienia wyzwaniem, które mocno angażuje rosyjskie służby bezpieczeństwa. Wysoki stopnień korupcji jest tylko dodatkowym utrudnieniem dla zapewnienia porządku w tym regionie. Kto wie, czy w przypadku nagłej potrzeby mobilizacji sił zbrojnych nie okaże się, że część sprzętu została wyprzedana na czarnym rynku?
Sąsiedztwo z Chinami charakteryzuje się neutralnymi stosunkami, ale przy narastającej presji chińskiej migracji na słabo zaludnione tereny wschodniej Syberii ciężko mówić tu o wielkiej przyjaźni łączącej oba te narody. Znacznie gorzej wyglądają stosunki rosyjsko-japońskie. Spór o Wyspy Kurylskie trwa od wielu lat i wygląda na to, że nie zakończy się w najbliższym czasie. Nie można zatem uznać tego regionu za wolny od napięć. Kreml musi prowadzić ostrożną i elastyczną politykę w azjatyckiej części Rosji i z pewnością nie może sobie pozwolić na zaniedbanie swojego bezpieczeństwa w tej części świata.
Pozostają jeszcze relacje Rosji i państw NATO. Owszem, Sojusz Północnoatlantycki nie jest tak skonsolidowaną organizacją, jak sądzi wiele osób. Niemniej, jako całość stanowi odwiecznego rywala Kremla, nawet jeśli raz na jakiś czas obie strony podkreślają rozwijające się między nimi partnerstwo. Moskwa patrzy na ręce władzom w Waszyngtonie i Londynie, zaś oni nie pozostają jej dłużni w tej kwestii. Przesunięcie granic Sojuszu na wschód od Niemiec stanowiło porażkę dla rosyjskiej polityki zagranicznej. Bombardowanie Jugosławii przez siły NATO w 1999 r. oraz późniejsza niepodległość Kosowa, która kosztowała Serbów utratę części terytorium państwowego, pokazały światu, że Rosja jest zbyt słaba aby stanąć w obronie swoich (nawet jeśli tylko quasi) sojuszników.
A gdyby w wyniku aktualnych wydarzeń na Ukrainie doszło do aktów agresji przeciwko ludności rosyjskiej, zamieszkującej ten kraj? W jakim świetle postawiłoby to Putina i jego ekipę? Okazałoby się wówczas, że nie są w oni w stanie zapewnić bezpieczeństwa własnym rodakom, zamieszkującym obszar krajów WNP. Na taką utratę prestiżu nie mogli sobie oni pozwolić. Przyłączenie Krymu do Rosji z pewnością nie mogło być łatwą decyzją. Kreml wiedział, jak zareagują państwa NATO. Dlatego też Putin był odpowiednio przygotowany do udziału w tym konflikcie. Na wszystkie oskarżenia odpowiadał, powołując się na prawo międzynarodowe i ustalenia, jakie zapadały między wszystkimi stronami sporu. Potrafił też skutecznie zwrócić uwagę na nadużycia, których w przeszłości dopuszczali się najważniejsi oskarżyciele, zarzucając im tym samym hipokryzję. Prezydent USA Barack Obama nie czuł się prawdopodobnie zbyt komfortowo, krytykując Rosję, podczas gdy on sam stoi na czele państwa, które 10 lat temu dokonało inwazji na Irak, wzburzając tym samym falę niezadowolenia, nawet wśród swoich najbliższych sojuszników takich jak Francja i Niemcy. Sytuacja na Ukrainie jest z kolei tak skomplikowana, że wszystkie państwa Europy marzą w tej chwili tylko o tym, aby w regionie ponownie zapanował spokój. Podziały, jakie występują w tym państwie sprawiają, że wybór władz, które reprezentowałyby cały kraj jest niemal niemożliwy. Taki jest właśnie spadek po wieloletnich zmianach granic i nierozwiązanych konfliktach. Z pewnością niewiele państw europejskich może aktualnie zazdrościć Ukraińcom. Jest to korzystne dla Rosji, która nie chce kolejnego konfliktu, ale wie też, że prowadząc odpowiednią politykę, nie sprowokuje państw NATO do podjęcia konkretnych działań.
Rosyjskie siły bezpieczeństwa muszą być w gotowości w niemal każdym zakątku swojego kraju. Nie należy zapominać, że mówimy o państwie, którego armia nie przechodziła modernizacji od czasów zimnej wojny. Akty korupcji w wojsku, nielegalny handel rosyjską bronią – to wszystko sprawia, że militarne zdolności Rosji mogą okazać się niewiele warte, kiedy przyjdzie pora prawdziwego testu. Mały konflikt z Gruzją pokazał, jaką jakość prezentują rosyjskie siły zbrojne. W sieci do dziś krążą anegdoty o rosyjskich samolotach, które zostały zestrzelone przez swoich własnych dowódców, albo o niekompetencji rosyjskich żołnierzy, którzy potrafili w rażący sposób łamać regulamin. Sama Rosja jest państwem, które zmaga się z licznymi problemami gospodarczo–społecznymi. Niski przyrost naturalny, gospodarka nastawiona na wydobycie i sprzedaż surowców energetycznych, przestarzałe technologie – to tylko niektóre zmartwienia, z którymi muszą się liczyć władze Kremla.
Czy w takiej sytuacji państwa Europy Środkowo-Wschodniej takie jak Polska powinny obawiać się Rosji? Większość z nich nie należy do kontrolowanej przez Moskwę Wspólnoty Niepodległych Państw. Republiki Bałtyckie i Rumunia są członkami Unii Europejskiej. Rosja nie ma żadnego powodu, żeby pogarszać stosunki z tymi państwami, tym bardziej, że stanowią dla niej ważnych partnerów przy tranzycie surowców na zachód. Zaangażowanie w Ukrainie to ryzykowna zagrywka, ale wszystko wskazuje na to, że jest to najodważniejsza akcja w tym regionie, na jaką stać Putina. Prowadzi on twardą politykę zagraniczną, ale tylko dlatego, że wyciągnął lekcję z lat dziewięćdziesiątych i uważa, że tylko w ten sposób może zadbać o interesy swojego państwa na świecie. Kłopoty, z jakimi zmaga się Ukraina zdecydowanie wymagają pomocy organizacji międzynarodowych, ale nie należy wysuwać gróźb pod adresem Kremla. Słaba i upokorzona Rosja jest według mnie o wiele większym zagrożeniem dla ładu międzynarodowego niż rozbita Ukraina, gdyż to właśnie władze w Moskwie dysponują bronią nuklearną. Nikt nie chciałby, aby przez przypadek dostała się ona w ręce radykalnych ugrupowań terrorystycznych albo innych tego typu organizacji.
Mateusz Stypułkowski – Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończył specjalizację „Międzynarodowa polityka handlowa”. Autor licznych artykułów opublikowanych w wydawnictwach Ministerstwa Rozwoju i Infrastruktury. Do swoich zainteresowań zalicza między innymi stosunki polityczno-gospodarcze w regionie WNP oraz na Bliskim Wschodzie.
Przeczytaj też:
Artykuły poświęcone sytuacji na Ukrainie
K. Mazurek, Zbrojeniowe przebudzenie Rosji
J. Wesołowski, Syberia – między Chinami a Rosją
P. Wojciechowska, Kuryle Południowe czy Terytoria Północne. Niekończąca się opowieść.