RAFAŁ ANDRZEJ SMENTEK
Po ostatnich wyborach do Bundestagu kilka rzeczy wiemy na pewno: Pani Kanclerz cieszy się niezmiennie bardzo wysokim poparciem, reszta partii, łącznie z drugą Volkspartei (partią ludową) SPD, jest obecnie daleko w tyle za CDU/CSU, liberałów z FDP po raz pierwszy zabraknie w budynku Reichstagu, a Angelę Merkel, choć odniosła wspaniałe zwycięstwo, czekają teraz trudne rozmowy w sprawie koalicji. Najważniejszymi niewiadomymi pozostają natomiast przyszły koalicjant oraz stan istnienia FDP poza parlamentem.
Wielcy przegrani
Wśród Liberałów przeważa jeszcze szok i niedowierzanie, ale w partii już rozpoczęły się pierwsze spekulacje na temat przyszłości. Niemal na pewno dotychczasowi liderzy (Rösler, Westerwelle, Brüderle), którzy muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za historyczną klęskę FDP, usuną się w cień lub w ogóle zrezygnują z polityki. W tym kontekście jako ich następców na ogół wymienia się Christiana Lindnera i Wolfganga Kubickiego, którzy kojarzeni są z ostatnimi sukcesami FDP w wyborach do Landtagów (Szlezwik-Holsztyn i Nadrenia Północna-Westfalia). Pierwszym pytaniem jakie muszą zadać sobie nowi liderzy będzie przyczyna tegorocznej porażki. Były już szef partii Phillip Rösler przyznał, że FDP nie potrafiło odpowiedzieć wyborcom na pytanie po co w parlamencie potrzebni są jeszcze liberałowie. W okresie współrządzenia z CDU/CSU wielu obserwatorów mogło odnieść wrażenie, że FDP nie wnosi nic nowego do koalicji i pełni rolę nie „języczka u wagi”, a raczej „przybudówki” chadeków. W takim rozumieniu sens istnienia partii został podważony. W dodatku wśród wielu wyborców przeważa pogląd, że partia nie zdołała wprowadzić w życie żadnej ze swoich przedwyborczych obietnic. FDP czeka teraz walka o przetrwanie i skupienie się na kolejnych wyborach landowych.
Drugą interesującą partią, która znalazła się poza parlamentem jest Alternative für Deutschland (AfD), grupująca przeciwników waluty euro oraz kolejnych pakietów pomocowych dla Grecji. AfD po zaledwie kilku miesiącach istnienia była bardzo blisko przekroczenia progu wyborczego, ale ostatecznie go nie osiągnęła. Jej zwolennicy zbierają już podpisy pod petycją o powtórzenie wyborów z powodu rzekomych fałszerstw, ale trudno sobie wyobrazić, aby doszło do takiej sytuacji. Pozaparlamentarne istnienie praktycznie skazuje tę partię na rozpad lub gruntowne przeobrażenia, bo strategia oparta wyłącznie na sprzeciwie wobec euro w dłuższej perspektywie nie może zakończyć się sukcesem. W tym kontekście interesujące byłoby połączenie sił z innym przegranym tych wyborów – Partią Piratów, którą w najbliższym okresie także czekają poważne zmiany (jej szef Bernd Schlömer zrezygnował ze swojego stanowiska).
Gorzki smak wygranej
Przy analizie ostatnich wyborów nie można przejść obojętnie wobec ogromnego sukcesu partii chadeckich, które były bardzo blisko wyniku dającego im absolutną większość. W zgodnej opinii komentatorów sukces ten składa się z dwóch słów – Angela Merkel. Pani Kanclerz jest oskarżana przez swoich przeciwników o brak wyraźnych poglądów i prowadzenie tzw. postpolityki, jednak przy podobnym braku wyrazistości pozostałych partii (może poza Die Linke) Niemcy zdecydowali, że skoro jest dobrze, to nie należy nic zmieniać. Warto odnotować, że do zwycięstwa chadeków przyczynili się obywatele pochodzenia tureckiego, którzy, choć zawsze bliższe im były wartości konserwatywne, dotychczas głosowali na socjaldemokrację, która sama siebie określała jako obrończyni polityki przyjaznej dla imigrantów. Tym razem, w porównaniu z poprzednimi latami, zdecydowanie więcej z nich poparło chadeków.
Sukces CDU/CSU ma jednak gorzki smak ze względu na konieczność znalezienia koalicjanta do współrządzenia krajem. Die Linke nie wchodzi w grę, więc kandydatki są dwie – SPD i Zieloni. I tu zaczynają się schody, ponieważ żadna z tych partii nie jest specjalnie chętna do dzielenia władzy z chadekami, którzy zrujnowali już dwóch swoich poprzednich koalicjantów. SPD dobrze pamięta jeszcze spektakularną porażkę po ostatniej Wielkiej Koalicji, a FDP to tegoroczna „ofiara” Pani Kanclerz. Jeśli doliczyć to tego woltę w sprawie polityki energetycznej i „przejęcie” tematyki Energiewende przez CDU, to trzecią ofiarą będą Zieloni, którzy w tych wyborach, pozbawieni wielu swoich argumentów w polityce energetycznej, postanowili skupić się na polityce podatkowej i przegrali.
SPD i „dylemat rządzenia”
Zieloni i Socjaldemokraci stoją przed „dylematem rządzenia” i koniecznością bardzo poważnego przemyślenia strategii w negocjacjach z chadekami, tak, by uzyskać nie tylko istotne resorty, ale do tego wprowadzić do rządu jak najwięcej swoich postulatów. Niezwykle istotna będzie też kwestia wizerunkowa dla wyraźnego odróżnienia się od CDU/CSU w ramach koalicji. W przeciwnym wypadku „druga partia w koalicji” stanie się pożywką dla krytyki ze strony Die Linke, ryzykując jednocześnie utratę głosów na jej rzecz. Czekają nas bardzo emocjonujące i najprawdopodobniej także długie negocjacje koalicyjne (średnio w Niemczech jest to ok. 30 dni).
Obaj potencjalni koalicjanci są już po konwentach swoich partii. SPD zdecydowało o przystąpieniu do wstępnych rozmów z partią Pani Kanclerz (pierwsze rozmowy już dzisiaj), co jednak nie obyło się bez sprzeciwów. Ostatecznie zgodę na rozmowy wyrażono pod warunkiem, że ewentualna finalna wersja umowy koalicyjnej zostanie poddana pod akceptację większości członków partyjnych. Takie odwołanie się do podstaw partii jest w pewnym sensie powrotem do źródeł i przy okazji świetną zagrywką marketingową, choć w przypadku fiaska całe kierownictwo SPD będzie musiało ponieść konsekwencje i zrezygnować z dotychczasowych stanowisk. Dotychczas wiadomo jedynie, że swoja rolę w partii po bolesnej porażce nie tylko w wyścigu o urząd kanclerski, ale również we własnym okręgu wyborczym w Mettmann, zamierza ograniczyć Peer Steinbrück. Coraz większą rolę zaczyna natomiast odgrywać nastawiona sceptycznie do idei Wielkiej Koalicji Hannelore Kraft, premier rządu Nadrenii Północnej-Westfalii.
Tym bardziej można się spodziewać twardych negocjacji kierownictwa SPD, które wychodzi z założenia, że Angela Merkel nie ma innego wyjścia jak tylko utworzenie Wielkiej Koalicji. Ich zdaniem Zieloni są aktualnie na etapie poszukiwania na nowo własnej tożsamości, Die Linke z założenia nie wchodzą w grę, a ostatnią opcją są powtórzone wybory. Z drugiej strony chadecy dobrze wiedzą, że wyborcy mogą nie wybaczyć swojej partii, że jako druga siła w parlamencie nie podjęła się misji tworzenia rządu i z pewnością wykorzystają ten argument w negocjacjach.
Dokąd poniosą skrzydła?
Zieloni przez większość komentatorów nie są poważnie brani pod uwagę jako potencjalny koalicjant, a wyrażona przez Angelę Merkel gotowość do podjęcia z nimi rozmów jest odbierane bardziej jako próba wywarcia presji na SPD. Nie można jednak zupełnie wykluczyć czarno-zielonego „oliwkowego” scenariusza. Zieloni to partia, w której jak nigdzie indziej widać bardzo wyraźny podział na dwa skrzydła – Realos i Grüne Linken. Pierwsi uważani są za bardziej pragmatycznych, drudzy określani byli kiedyś jako Fundis, ekofundamentaliści. Obie opcje ostro ze sobą rywalizowały, dlatego dla zażegnania konfliktów w przyszłości, wprowadzono mechanizm podwójnego kierownictwa, zgodnie z którym partii oraz frakcji przewodniczą zawsze dwie osoby – jedna z Realos, druga z Grüne Linken, z zastrzeżeniem, że reprezentowane muszą być obie płcie.
„Zielone skrzydła” są obecnie o tyle istotne, że partia ponownie przeżywa kryzys i na nowo poszukuje własnej tożsamości. Taka sytuacja doprowadzi albo do wzmocnienia struktur, albo do rozłamu, którego ewentualne granice są od dawna wyraźnie zarysowane. Sprawa robi się jeszcze ciekawsza jeśli przypomnimy o tzw. Pizza-Connection, czyli spotkaniach młodych działaczy Zielonych z liberalnym odłamem CDU w Bonn w latach 90-tych. Wystarczy wspomnieć, że uczestnikami tamtych spotkań byli m.in. Peter Altmaier (Minister Środowiska, Ochrony Przyrody i Bezpieczeństwa Reaktorów Atomowych), Norbert Röttgen (jego poprzednik, który w tych wyborach miał swój come-back) i Kristina Schröder (Minister ds, Rodziny, Osób Starszych, Kobiet i Młodzieży) ze strony chadeków oraz z drugiej strony Cem Özdemir (szef partii, który zamierza ponownie ubiegać się o stanowisko), Katrin Göring-Eckard (ubiega się o stanowisko przewodniczącej frakcji) oraz Osvald Metzger (przykład przejścia z Zielonych do CDU). Dodatkowo legenda partii Joschka Fisher (Realos) skrytykował swoich kolegów za obranie lewicowego kursu stwierdzając, że choć kierownictwo zrobiło się starsze, to wciąż nie dorosło.
Rozłam w ramach Zielonych i uzyskanie przez przyszły rząd większości absolutnej poprzez wejście skrzydła Realos do koalicji z CDU/CSU wydaje się jednak mało prawdopodobny. Młodzi członkowie CDU otwarcie przyznają, że choć serce mówi „Zieloni”, to rozum podpowiada socjaldemokratów. Ponadto trudno sobie wyobrazić, aby na taką koalicje zgodę wyraziła siostrzana bawarska CSU, jej szef Horst Seehofer otwarcie przyznał, że taki scenariusz jest wykluczony. Przeciw takiemu połączeniu przemawia też fakt, że w żadnym z landów, które stanowią często pole do politycznych eksperymentów, nie istnieje czarno-zielona koalicja, a próba w Hamburgu zakończyła się klapą. Sam rozłam w partii Zielonych, pomimo sporych różnic między opcjami, również na chwilę obecną wydaje się daleki od realizacji. Niemniej warto pamiętać o tych podziałach, bo w roku historycznego wypadnięcia FDP z Bundestagu możliwe są kolejne zaskoczenia.
Przy okazji analizy wewnętrznych struktur partii zasiadających w Bundestagu warto jeszcze na chwilę powrócić do chadeków. Ostatnie wybory wzmocniły bowiem liberalne skrzydło partii nazywane czasem „generacją Merkel”, usuwając nieco w cień konserwatystów. W obecnych okolicznościach i przy takiej dominacji Pani Kanclerz nie będą oni raczej ryzykować sprzeciwu, który w postaci tzw. „Andenpakt” (m.in. były prezydent Christian Wulff oraz obecny Komisarz UE ds. Energii Günther Oettinger) i Berliner Kreis, miał już miejsce w przeszłości. Konserwatyści w CDU, mogą liczyć na poparcie bawarskiej CSU, której również bliższe są bardziej tradycyjne wartości. Prawe skrzydło partii powinno przyjąć postawę wyczekującą, ale Pani Kanclerz przy negocjacjach koalicyjnych musi liczyć się z ich zdaniem. W tej sytuacji zacięte rozmowy koalicyjne z którąkolwiek, mających lewicowe zabarwienie, potencjalnych kandydatek są nieuniknione.
Konkluzje
Niezależnie od tego, kto wejdzie do rządu jako koalicjant chadeków, przyszła kadencja powinna obfitować w zdecydowanie więcej kontrowersyjnych kwestii oraz konfliktów wewnątrz rządu. Rola zgodnego koalicjanta w gabinecie Pani Kanclerz nie zdaje egzaminu, więc każda z partii będzie chciała wyraźnie zaznaczyć swoją obecność w rządzie. Podstawowymi kwestiami w nadchodzącej kadencji powinny być: sposób realizacji Energiewende, kryzys zadłużenia w strefie euro, starzenie się społeczeństwa, system wyrównania finansowego między krajami związkowymi, podwyższenie podatków i płaca minimalna.
W tym kontekście istotny będzie również rozdział stanowisk w nowym rządzie. Szczególnie uwagę na to musi zwrócić SPD, które w czasach poprzedniej Wielkiej Koalicji zarządzało resortami m.in. Spraw Zagranicznych, Pracy i Spraw Socjalnych oraz Finansów, jednak musiało przeprowadzić bardzo niepopularne reformy Hartz IV oraz podwyższenie wieku emerytalnego. Polityka zagraniczna została natomiast praktycznie w całości przejęta przez Panią Kanclerz i w ten sposób stanowisko ministra spraw zagranicznych straciło swoją prestiżową funkcję. Być może nowy minister będzie na tyle silną osobowością, że spróbuje przeciwstawić się dominacji Angeli Merkel w kompetencjach własnego resortu. To jednak grozi poważnym konfliktem.
Zieloni, w przypadku pozostania w opozycji, mogą wrócić do tematyki energetycznej i ochrony środowiska, radykalizując jeszcze swoje poglądy. Pewne sygnały w postaci akcentowania roli Angeli Merkel jako „hamulcowej” Energiewende i przeprowadzanie zwrotu energetycznego w wypaczony sposób z korzyścią dla koncernów, ale nie dla zwykłych obywateli, było słychać już w powyborczych konstatacjach. Wśród możliwych postulatów powinno pojawić się również całkowite wycofanie elektrowni węglowych. Zgody na to nie ma ani w CDU/CSU, ani w SPD. Czeka nas więc interesująca kadencja.
Rafał Andrzej Smentek – Współpracownik CIM – absolwent nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i stypendysta programu Erasmus na Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium. Zaangażowany w tzw. dziennikarstwo obywatelskie (Wiadomości24.pl, Stosunki Międzynarodowe). Dwukrotny praktykant Fundacji Konrada Adenauera w Polsce. Od marca do lipca 2012 stażysta w ramach Internationales-Parlaments-Stipendium w niemieckim Bundestagu w biurze posła Eckharda Polsa (CDU).
Przeczytaj również:
- K. Libront, Wybory w Niemczech 2013. Wielki triumf Angeli Merkel
- R. Smentek, „Zielony” sojusz Berlina
- K. Libront, Turcja – trudny, ważny partner Niemiec
- R. Smentek, Przeszkody na niemieckiej drodze do „zielonej” energii
- K. Libront, Niemiecka awantura o drony
Z moich tegoweekendowych rozmów z Niemcami wynika, że je jedyną rozważaną (a wręcz pewną) opcją jest sojusz z SDP jako, że SDP bardziej boi się powtórki wyborów niż koalicji z CDU/CSU