PRZEMYSŁAW SOPOĆKO
Czy demokracja i ochrona praw jednostki mają w ogóle rację bytu w sytuacji strachu? Wydarzenia, do których doszło niedawno w Wielkiej Brytanii, skłaniają do refleksji na ten temat. Chodzi przede wszystkim o zabójstwo żołnierza w londyńskim Woolwich w maju 2013 roku. Tragedia rozpoczęła się, gdy dwóch muzułmanów pochodzenia nigeryjskiego zaatakowało brytyjskiego grenadiera (Lee Rigby’ego), wychodzącego z koszar w spokojnej (dotychczas) okolicy Londynu. Jeden z zabójców, mając ręce we krwi, podszedł do osoby filmującej przebieg wypadków, żeby wygłosić „oświadczenie”.
W Wielkiej Brytanii rozpoczęła się dyskusja odnośnie imigrantów i co ważniejsze – broni palnej, którą powinni nosić tzw. bobbies, czyli policjanci z pionu prewencji. Pierwszy patrol wysłany na miejsce przestępstwa nie miał przy sobie broni, dopiero druga grupa policjantów miała broń automatyczną. Znów wróciła dyskusja odnośnie uzbrojenia konstabli, a ledwo co przeszły emocje po wrześniowej strzelaninie w Manchesterze, gdzie zginęły dwie policjantki.
Pojawiające się powyżej kwestie imigracji i bezpieczeństwa jako zagrożeń dla demokracji w Zjednoczonym Królestwie to temat bardzo aktualny. I to właśnie brytyjski przykład chciałbym w miarę dokładnie omówić.
Skąd się wzięli imigranci?
Imperium Brytyjskie w 1922 r., za panowania króla Jerzego V, osiągnęło swoje apogeum (pod względem zasięgu terytorialnego). Dosłownie „nigdy nie zachodziło nad nim słońce”. Obywatelami największego państwa w dziejach ludzkości byli mieszkańcy różnych terytoriów, położonych w Europie, Amerykach, Azji, Afryce i Oceanii. Nawet najdalsze kolonie bądź dominia wysyłały więc swoich posłów do Izby Gmin. Wszystko trwało do czasu zakończenia II wojny światowej. Wtedy to wiele narodów rozpoczęło swoją drogę do niepodległości. Wiele z zależnych terytoriów przekształciło się w niepodległe państwa. Z jednej strony istniejący na mocy Statutu Westminsterskiego (1931) Commonwealth zmienił się w neokolonialny system zależności, z drugiej zaś, na Wyspy Brytyjskie zaczęli napływać imigranci, zwłaszcza spoza Europy. Widząc niestabilną sytuację we własnym regionie, uciekali do dawnej metropolii w celu znalezienia lepszego życia. Początkowo wielu z takich imigrantów podjęło legalną pracę, rzeczywiście przyczyniając się do wzrostu PKB Zjednoczonego Królestwa.
Z czasem duża ich część przestawiła się na imigrację „świadczeniową”. Przybywają głównie po zasiłki, przysługujące z różnych okazji, np. dużej liczby potomstwa, niepełnosprawności i innych. Przeciwko tej grupie gabinet Aleca Douglasa-Home’a wydał niesławną ustawę – The Commonwealth Immigrants Act 1962 (znowelizowaną w 1968 r.), którą ostatecznie zmieniła znacznie łagodniejsza The Immigration, Asylum and Nationality Act 2006.*
Z drugiej strony, dzieci, wnuki, czy prawnuki osób z pierwszej wspomnianej grupy, nie mogą się odnaleźć w społeczeństwie. Choć mają brytyjski paszport, nie czują się Brytyjczykami. Wtedy też dochodzi do niepokojów społecznych, zaczynają „budzić się demony”. Pojawia się więc problem imigrantów w kontekście bezpieczeństwa.
Brytyjska demokracja
Parlamentaryzm brytyjski datuje się na koniec XIII w. Dokładnie w 1295 r. król Edward I Długonogi zwołał tzw. „wzorcowy parlament”. W odróżnieniu od Europy kontynentalnej, najbogatsza część rycerstwa i duchowieństwo zebrały się w Izbie Lordów, natomiast biedniejsi rycerze (a od 1404 r. także posłowie z miast) w Izbie Gmin. Jeśli chodzi o reprezentację w legislaturze, od początku XV w. niewiele się zmieniło. Dopiero XIX w. i słynne The Reform Act 1832, wydane przez wiga, sir Charlesa Grey’a, zwiększyło liczbę uprawnionych do głosowania z 3% do 5% całej populacji Wielkiej Brytanii. Katolików (przede wszystkim z Irlandii), dopuszczono na mocy The Catholic Emancipation Act 1829. W 1884 r., wprowadzono zaś jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW-y). W 1918 r., dopuszczono do głosu kobiety.
Dopiero po II wojnie światowej dokonano kolejnych zmian. Do czynnego prawa wyborczego dopuszczono obywateli Republiki Irlandii, państw Commonwealthu, a w przypadku wyborów lokalnych i europejskich (do Parlamentu Europejskiego), także zarejestrowanych mieszkańców z innych krajów członkowskich UE. Można więc przyjąć, że Wielka Brytania to kraj dojrzałej demokracji, wręcz wzór dla innych państw. Natomiast stabilizacja polityczna oraz wysoce rozwinięta gospodarka, z której wynika bardzo hojny system socjalny, powodują, iż Zjednoczone Królestwo przyciąga imigrantów z biedniejszych regionów świata.
Co zagraża demokracji?
Pierwszym z zagrożeń są imigranci, którzy nie są w stanie (lub nie chcą) zasymilować się ze społeczeństwem, w którym żyją. Czasem można u nich dostrzec również wrogie nastawienie do zachodniej cywilizacji. Przybywając na stałe do Wielkiej Brytanii, starają się narzucić Brytyjczykom swoją kulturę, obyczaje i nawet system prawny (słynne zrównanie szarijatu z common law). A mieszkańcy Wielkiej Brytanii, ulegają temu procesowi, w myśl wprowadzonego, głównie przez Tony’ego Blaira, „multikulturalizmu”. Melanie Philips**, pojęcie to określa jako „równe traktowanie wszystkich kultur, bez możliwości narzucenia dominującej z nich mniejszościom, ponieważ uchodziłoby to za rasizm” .
Moim zdaniem Wielka Brytania swoją liberalną polityką imigracyjną, którą “pogarsza” dodatkowo poprawność polityczna, a także dość szeroko rozumianymi prawami człowieka (“rządy prawników, a nie prawa”, cytując wspomnianą M. Philips), powoduje że pojawiają się również zagrożenia “od środka”. Terroryści nie są już przybywającymi z dalekich gór czy pustyń bojówkarzami, ale obywatelami, często urodzonymi i wychowanymi na Wyspach Brytyjskich. Nie akceptują kultury miejscowej, która okazuje się słaba. Widząc brytyjski liberalizm, stają w stosunku do niego w opozycji.
Na szczęście od każdego negatywnego zjawiska są pozytywne wyjątki. Nie wszyscy imigranci okazują się terrorystami. Za ilustrację mojej tezy posłużą dwa przykłady z 2011 r. Pierwszy z nich to muzułmanin Jahan, który mimo śmierci syna apelował o zaprzestanie przemocy w Birmingham, przede wszystkim wśród swoich współwyznawców. Natomiast w sierpniu 2011 r. Sikhowie w londyńskim Southall obronili przed chuliganami swoją okolicę, za co podziękował im sam premier Cameron.
Wielka Brytania tak hojnie przyznając azyle i zbyt łatwo interpretując Europejską Konwencję Ochrony Praw Człowieka i Podstawowych Wartości (wprowadzoną przez Tony’ego Blaira na mocy Human Rights Act 1998), pozwoliła na swoim terytorium na powstanie zagrożenia wewnętrznego. Idealnie moje słowa ilustruje przykład Abu Hamzy al-Masriego. Ten pochodzący z Egiptu weteran wojen w Afganistanie i Bośni, były już imam, nawoływał do nienawiści. To pod wpływem jego słów zamachowcy z 2005 r. zabili cywilów w londyńskiej komunikacji miejskiej. Abu Hamza przyjechał do Wielkiej Brytanii w 1979 r. jako student, a potem łatwo otrzymał azyl. Obecnie oczekuje w USA na swój proces za działalność terrorystyczną.
Obawiam się, że w najbliższym czasie zacznie się pewnego rodzaju “implozja”, co źle wróży również całej Europie. Chodzi mi o dosłowne burzenie podstaw życia społecznego w krajach zachodnich, dokonywane od środka, czemu sprzyja w dużej mierze poprawność polityczna. Godzenie się na kolejne ustępstwa, kosztem własnej tożsamości, może doprowadzić najpierw do zapaści kulturowej, a w dalszej konsekwencji i gospodarczej. Widać tu oczywisty związek państwo-gospodarka. Zmiana modelu państwowego, wynikłego z miejscowej kultury, ciągnie za sobą zmiany ekonomiczne.
Drugim zagrożeniem jest kolejne negatywne zjawisko, czyli wzrost radykalizmu grup o charakterze nacjonalistycznym. Imigranci swoim brakiem akceptacji otaczającej ich rzeczywistości powodują napięcia społeczne. Bojówkarze z Ligi Obrony Anglii (England’s Defence League) protestowali po zabójstwie brytyjskiego żołnierza z maja 2013 r. przeciwko islamistom. Aresztowano dwie osoby związane z brytyjskimi ugrupowaniami nacjonalistycznymi. Można obawiać się kolejnej eskalacji przemocy, tym razem ze strony grup faszyzujących. Za przykład mogą posłużyć wydarzenia z ostatnich kilku tygodni, kiedy doszło do ataków na meczety w Wielkiej Brytanii. Dnia 24 czerwca 2013 r. ktoś podłożył bombę w islamskiej świątyni w Walsall (hrabstwo West Midlands,), a w Gloucester dwaj nieznani sprawcy chcieli podpalić meczet. Nie wspominając już o graffiti na innych tego typu obiektach.
Strach powoduje ograniczenie demokracji. Ludzie w imię spokoju będą chcieli wyrzec się części swoich praw, żeby władza wyłapywała “czarne owce”. Stąd w grudniu 2011 r. David Cameron przeforsował ustawę znacząco ograniczającą prawa obywateli – Terrorism and Prevention Measures Act 2011, która pozwala zamknąć podejrzanego na 90 dni bez nakazu sądowego. Podobny pomysł chciał w 2005 r. przeforsować Tony Blair. Wtedy, mimo strachu po zamachach w Londynie, nie udało się.
Idąc dalej, ograniczając prawa jednostek “w imię ochrony praw pozostałych jednostek tworzących społeczeństwo”, Wielka Brytania, z idei Johna Locke’a, wedle którego ludzie są z natury dobrzy, przejdzie ku założeniom sir Thomasa Hobbesa. Zjednoczone Królestwo stanie się „Lewiatanem”, a nawet czymś gorszym.
Obecnie nowe środki komunikacji pozwalają na jeszcze większą inwigilację, prowadzącą do dalszego ograniczania wolności. I tak już się dzieje, o czym świadczy przykład Edwarda Snowdena (byłego programisty CIA), który ujawnił amerykański program PRISM i brytyjski Tempora. Brak wolności, wynikły z zagrożenia, przekreśla ideę demokracji. Dziś można przyznać rację torysowi Theodorowi Darlympale’owi, który stwierdził, że dojdzie do rozprzestrzenienia się przemocy z powodu poprawności politycznej. Powoli ten scenariusz staje się realny, skoro premier David Cameron zauważył klęskę idei multikulturalizmu.
Jeśli David Cameron nie podejmie konkretnych działań, to poprzez wydarzenia z 22 maja 2013 r. Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej zmieni się w Zjednoczone Emiraty Brytyjskie. Po drodze zaś do przepaści poprowadzi je Nigel Farage (United Kingdom Independence Party), pod ramię z Nickiem Griffinem z British National Party. Trzecie miejsce UKIP w ostatnich wyborach lokalnych w Anglii i Walii (23% wg oficjalnych wyników) powinno być znakiem ostrzegawczym. Ludzie w razie zagrożenia radykalizują swoje poglądy, rezygnując nawet z części wolności, a to pożywka dla dyktatorów. I tu o demokracji w sytuacji strachu nie może być mowy.
Całość chciałbym zakończyć pewnym cytatem, który dobrze ilustruje mój wywód. Trzy lata temu znajoma Angielka, Paula, w wieku, ok. 40 lat, westchnęła odnośnie kwestii bezpieczeństwa w Wielkiej Brytanii. Stwierdziła następująco: “Kiedyś główną bronią policjanta był jego notes. Chuligani na widok wyjętego notesu bali się spisania. W następnej kolejności gwizdek, służył za wezwanie do porządku. Pałka była jedynie ostatecznością. Dziś, niestety to za mało. Nawet broń automatyczna na nic się zdaje”.***
*Wielka Brytania przez wiele lat miała bardzo restrykcyjną politykę imigracyjną. Pierwsza ustawa w tej materii – The Aliens Act 1905 zabroniła Żydom osiedlania się na terenie Zjednoczonego Królestwa. A jeszcze większe restrykcje wprowadzała wspomniana już The Commonwealth Immigrants Act 1962.
**M. Philips, Londonistan: How Britain Is Creating a Terror State Within, Nowy Jork 2006, s. 69 -70
***Na podstawie prywatnej rozmowy autora.
Przemysław Sopoćko – Współpracownik CIM – absolwent Politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Stypendysta programu Erasmus na Uniwersytecie w Southampton. Absolwent kierunku Administracja na Politechnice Warszawskiej (2013 r. ) praca dyplomowa: „Ustrój administracyjny Wielkiego Londynu”. Obecnie doktorant na Wydziale Politologii UMCS w Lublinie. Osoba, której główne zainteresowania dotyczą Wielkiej Brytanii, w dosyć szerokim spektrum. Określony kiedyś jako „Polak z urodzenia, a Brytyjczyk z serca”. Jego pozostałe zainteresowania to film, podróże oraz historia najnowsza.
Przeczytaj również:
- M. Makowska, Migracja w Unii Europejskiej – kilka przykładów w dobie kryzysu
- M. Makowska, Kto się boi wielokulturowej Europy?
- Z. Bartol, W poszukiwaniu francuskiej multikulturowości
- M. Makowska, Bunt mas. Wielka Brytania bezradnie rozkłada ręce!
- J. Wołosowski, Paczka Skittels i bluza z kapturem mogą być śmiertelnie groźne…
Dzieki za ciekawy artykul. Czy Autor zechcialby sie podzielic swymi refleksjami na temat rozwiazania problemu ‘narastajacego panstwa terroru’?
Z góry chciałbym przeprosić, że dopiero teraz odpowiadam. Dawno tu nie zaglądałem.
Myślałem nad możliwym rozwiązaniem narastającego terroru, ponieważ wiele osób pytało się mnie o tę kwestię, przy innych okazjach.
Teoretycznie, David Cameron mógłby znieść ustawę Human Rights Act 1998 i wystąpić z Rady Europy, a co za tym idzie spod jurysdykcji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu. Wtedy problem z przyznawaniem azyli rozwiązałby się i można byłoby zredukować liczbę przyjmowanych imigrantów spoza Europy. Często Strasbourg nakazuje przyjmowanie “prześladowanych”. Wyjście spod jurysdykcji ETPC okazuje się nie być takie proste, skoro UE w Traktacie Lizbońskim (art. 6 ust. 2 TUE) deklaruje chęć przystąpienia do Europejskiej Konwencji Ochrony Praw Człowieka.
Po drugie, co już częściowo gabinet D. Camerona zrobił, redukcja zapomóg socjalnych dla imigrantów (http://www.bbc.co.uk/news/uk-politics-22777735). Moim zdaniem Cameron chciał zniechęcić kolejnych przybyszów, ale też “zachęcić” do wyjazdu już tych mieszkających i korzystających z dobrodziejstw brytyjskiego systemu socjalnego. W tym przypadku ucierpieliby także imigranci z krajów unijnych, co mogłoby “zdenerwować” Komisję Europejską.
Po trzecie, efekt psychologiczny. Służby, co wiemy dzięki “przeciekowi” Snowdena, zyskały sporą władzę (program Tempora) i tak łatwo jej nie oddadzą. Nawet, będzie im na rękę podgrzewanie atmosfery strachu wśród ludzi, żeby nie stracić swojej władzy i jeszcze większych pieniędzy.
Paradoksalnie, to względny spokój i stabilizacja polityczno-gospodarcza na Wyspach Brytyjskich, również przyciągają imigrantów.
Przyznam szczerze, że to tylko gdybanie jeśli chodzi o możliwe rozwiązanie kwestii państwa terroru. Tutaj łatwiej byłoby “zapobiegać niż leczyć”, ale niestety okazuje się to niemożliwe. David Cameron radykalnymi posunięciami, może tylko “dolać oliwy do ognia”,a tego chciałby uniknąć.
[…] P. Sopoćko, Demokracja w strachu […]
[…] P. Sopoćko, Demokracja w strachu […]
[…] P. Sopoćko, Demokracja w strachu […]
[…] niż obywatele nowej UE, gdyż działa tutaj poprawność polityczna (więcej w moim tekście pt. „Demokracja w strachu”). Wroga trzeba było jednak znaleźć. Niestety, wrogiem okazują się być Polacy, którzy […]
[…] niż obywatele nowej UE, gdyż działa tutaj poprawność polityczna (więcej w moim tekście pt. „Demokracja w strachu”). Wroga trzeba było jednak znaleźć. Niestety, wrogiem okazują się być Polacy, którzy […]