RAFAŁ BILL, Program Wolnościowy
W tym roku przypada sto dziesiąta rocznica urodzin George`a Orwella (ur. 25. 06. 1903 r.). Z tej okazji warto sobie przypomnieć jego książkę „Rok 1984”. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać losowo wybrany rozdział. Po kilku minutach przypomniałem sobie, jak w zeszłym roku Hiszpania zwróciła się o międzynarodową pomoc do pozostałych członków strefy euro. Wówczas w czerwcu informacja ta nie przebiła się do głównych mediów ze względu na konkurencję w postaci Euro 2012. Teraz pojawił się temat Cypru i wróżony jest upadek następnych krajów eurostrefy: Słowenia, Malta, Luksemburg, Francja. Koszt zorganizowania Mistrzostw Europy 2012 w Polsce i na Ukrainie stanowił niewielką część, jaką operują decydenci europejscy, próbujący uratować zjednoczoną Europę przed kryzysem. W tle rozgrywa się dramat super Unii, super organizacji, która zawiodła. Wracam oczami do Orwella – jego słowa nabierają nowego wymiaru. Ciekawe, jakby skomentował obecną sytuację.
Zastanawiam się, co stało się z Europą, która jeszcze w czasach narodzin Orwella była niepodważalną potęgą polityczną i gospodarczą. Poszczególnym państwom zuchwale próbowały dorównać Stany Zjednoczone Ameryki. Dzisiaj USA jest potężniejsze niż wszystkie państwa kontynentu razem wzięte (nie liczmy Rosji, to osobny przypadek).
Kto jest winny obecnej sytuacji? Czy są to jedynie czynniki zewnętrzne jak globalny kryzys ekonomiczny zapoczątkowany w USA? A może to zaszłości historyczne – dewastacyjne brzemię dwóch wojen światowych?
Odpowiem nie.
Postawię śmiałą tezę – początek upadku Europy rozpoczął się pod koniec XVIII wieku, w momencie gdy ostatnie latarnie Rewolucji Francuskiej zostały zgniecione przez napoleoński but. To była szansa, której Europa nie wykorzystała – nie stworzyła zaangażowanego, wolnego i myślącego obywatela. W jego miejsce wkroczyły ciemne czasy absolutyzmu, w którym liczył się tylko Jeden i on kierował Innymi. W poszczególnych państwach idea ta przyjęła różne formy, które zmieniała się z upływem czasu. Upadł cesarz, powstał Führer. Zabito cara, pojawił się Przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych.
Coś musi być dziwnego w anglosaskiej kulturze, że jako jedyna starała się być wierna renesansowemu i liberalnemu dziedzictwu. Imperium Brytyjskie w XIX wieku panowało nad światem, a młoda demokracja amerykańska rozwijała swoje państwo w niespotykanym dotychczas tempie. USA postawiło na indywidualizm i wolność. Imperium Brytyjskie pozostało bardziej zachowawcze. Wiek później, po I wojnie światowej, Brytyjczycy musieli zwracać się do swojej byłej kolonii o pomoc finansową, ponieważ nie byli już w stanie utrzymać swojego Imperium. Zgodnie z prawami fizyki brytyjska prędkość nadana w XVI i XVII wieku w końcu wytraciła się.
Dzisiaj USA pędzi nadal, choć wolniej, ale Europa zaczyna się cofać. Nowe wyzwania spowodowały efekt równi pochyłej – jeśli nie starasz się poruszać do przodu, to czeka cię zjazd w przeciwną stronę. Do góry prędko pną się inni – Europa boi się azjatyckich tygrysów, a kto wie, czy zaraz nie obudzą się afrykańskie demony, głodne sukcesu po okresie kolonializmu.
Wciąż śni się w europejskich stolicach o dawnych czasach imperialnej potęgi. Przez zamglone oczy Europa spogląda na USA, które odważnymi decyzjami na nowo rozpędza swoją gospodarkę. Europejczycy, niezdolni do opracowania swojego pomysłu, kopiują amerykańskie idee. Gospodarka Starego Kontynentu nie chce jednak ruszyć, niezależnie od ilości wstrzykniętej finansowej adrenaliny. Efekt następnego dnia jest jeszcze gorszy – ruina i tak już zadłużonych gospodarek. Odpowiedzią ma być silniejsza Unia – bankowa, finansowa, polityczna. Super Unia.
Niestety, Europa zapomniała o tym, co przez wieki napędzało jej rozwój. To wolna myśl. Wiele mówi się o spadającej innowacyjności Europy, jednak komentarze skupiają się na finansowych aspektach. To nie finanse są motorem innowacji, a człowiek.
Europa postanowiła zbudować unię nad jednostką w odpowiedzi na powojenną traumę, by już nigdy pojedyncze osoby nie doprowadziły do podobnej tragedii. Nie, nie chcę powiedzieć, że żyjemy w totalitarnych ustrojach, bo tak nie jest. Nie mogę jednak również stwierdzić, że jako jednostki jesteśmy wyżej od państwa i rządu. Równowaga została utracona.
Władza europejska postanowiła przejąć wiele obszarów, w których dotychczas człowiek musiał sobie sam radzić. Miało to zapobiec rozlaniu się komunizmu i przeciwdziałać powstaniu radykalnych postaw niezadowolonych osób na wzór faszyzmu lub nazizmu. Niezależnie od oceny tych działań, jeden efekt był negatywny – uśmiercono humanistycznego, wolnego ducha Europejczyków.
Oglądanie się na USA lub Chiny jest tylko stratą czasu. Oni podążają swoją ścieżką. Europa musi spojrzeć na siebie i na swoje korzenie, które przez tyle lat dawała jej siłę. Sięgnąć po klasyków myśli liberalnej i leseferestycznej – przeczytać kilka wersów. Wziąć do ręki ostrzegające książki Orwella czy Huxleya.
Nie może to być odgórny ruch – z definicji państwo nie oddaje swojej władzy, którą już uzyskało. Europejczykom musi na nowo spodobać się idea wolności i samorządności. Pamięć o silnej jednostce, dla której rząd jest jedynie pomocniczym narzędziem, a nie racją bytu per se – ta pamięć wciąż jest, choć coraz słabsza.
Europę czeka ciężka decyzja. Scenariusze sytuacji są dwa. Wyzwanie może okazać się wielkim sukcesem lub jeszcze większa porażką. Wierzę, że Europejczycy są w stanie uniknąć swojej zagłady. Mogą znacznie więcej – powstać z kolan i na nowo stać się kowalem własnego losu.
Przeczytaj też:
- A. Sęk, Bunt pięknych młodych bezrobotnych
- R. Bill, Dlaczego Hiszpanie zawsze siedzą przy barze?
- A. Sęk, Pięć powodów, by wciąż wierzyć w Europę
- T. Pawłuszko, Czy zmierzch Zachodu?
Nooo – to jest artykuł do ożywionej dyskusji 🙂 – Ty chyba lubisz tymi anty-UE tezami mnie prowokować Rafale :P. Muszę przyznać, że rzadko zdarza mi się przeczytać kilka akapitów, z którymi tak mocno bym się nie zgadzał :)… ale po kolei.
Możesz dokładnie napisać skąd wziął Ci się pomysł aby kojarzyć “Rok 1984” z UE? Bo jak dla mnie to jest to skrajne błędne. Tak jak zapewne i Ty, tak i ja interesuję się sprawami społeczno-politycznymi od lat. Co mi się natomiast nasuwa na myśl gdy spoglądam na UE, to (przy wszystkich jej problemach) to, że jest chyba ostatnim poważnym miejsce w Europie, które waży się przeciwstawiać największym graczom tego świata, tj. głównym państwom (zwłaszcza USA, ale nie tylko) oraz międzynarodowym korporacjom. Jakoś nie spotykam się zbyt często z nakładaniem idących w setki milionów euro kar dla firm będących w zmowach cenowych, czy też wykorzystujących swoje pozycje monopolistów, gdziekolwiek w Europie aniżeli przez Komisję Europejską. Żaden parlament w Europie poza PE nie podnosi i autentycznie nie żąda od USA i władz wykonawczych w Europie aby umowy w zakresie wymiany informacji o obywatelach były równoważne. Wybacz Rafale, ale na moje oko, owa zbiurokratyzowana struktura znacznie lepiej walczy o moje interesy niż władze mojego kraju.
Piszesz o tym, że UE zawiodła, rozwiń proszę tę myśl – na jakim polu zawiodła i zdefiniuj dokładnie kogo masz na myśli pisząc UE? Komisję, PE, ETS czy może zazdrosne o swoje kompetencje rządy państw narodowych w Radzie?
Europa potęgą w czasach Orwella… zdecydowanie, trudno się z tym nie zgodzić. Potęgą, a raczej sumą wielu potęg, które same siebie wykończyły. Jedna wojna państw narodowych nie wystarczyła? To 20 lat później była powtórka z rozrywki. Jakoś jednak dzięki procesowi integracji europejskiej takie rzeczy jak wojny pomiędzy państwami Europy zostały wymazane z relacji między nimi. Gdzie indziej jak nie w zintegrowanej, współzależnej i demokratycznej Europie spełniło się liberalne marzenie trwałego pokoju między narodami?
USA potężniejsze od wszystkich państw Europy? Militarnie – bez wątpienia, gospodarczo, cóż patrząc na PKB (w tym PPP) to jednak UE jest większa. Pytanie co rozumiesz poprzez pojęcia “potężniejszy”. Spójrzmy jednak na sprawę inaczej. USA w latach 50-tych i Europa w latach 50-tych. Wtedy to dopiero nie było równowagi i USA dominowały absolutnie – były hegemonem. W ciągu ostatnich 60 lat zdewastowanej wojnami Europie udało się nie tylko nadgonić, ale wręcz przegonić Stany Zjednoczone w bardzo wielu płaszczyznach.
Co do Twojej tezy o szukaniu przyczyn w “upadku” (moim zdaniem przedwczesne wieszczenie) Europy w XVIII, to zastanawia mnie na podstawie czego to wnioskujesz? Piszesz o jakichś absolutyzmach, o postawieniu na wolność i jednostkę w USA, a nie w Europie. To ja chcę zauważyć, że właśnie po WW II w Europie (zachodniej) ostatecznie też na to postawiono, a ostatnie i ubogie reżimy autorytarne w ciągu 30 lat również podążyły tą ścieżką. Ścieżką, którą USA podąża od lat, a za którą obecnie jednoznacznie opowiada się właśnie UE, a Europa zachodnia od co najmniej 60 lat.
Wspominasz o strachu wobec Azjatyckich tygrysów. Cóż, państwa z taką ludnością po prostu sukcesywnie odzyskują odpowiednią im pozycję na arenie międzynarodowej. Jeżeli nie dojdzie do jakichś poważnych zawirowań w tamtym regionie to zapewne tak jak Japonia i Korea Pd, również i pozostali dołączą do grona uprzywilejowanych (choć tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana). W każdym razie USA boją się tego nie mniej, a wręcz bardziej. Któż bardziej jak nie właśnie USA obawia się wzrostu potęgi Chin? Chyba tylko Tajwan.
Piszesz Rafale o jakiejś efemerycznej wolnej myśli. Nie wiem jak Twoja, ale moja już bardziej wolna być nie może. Kto jak kto ale to właśnie UE stara się wydawać ile może na innowacje, a nie kto inny jak właśnie część państw narodowych ograniczają te środki. To UE wyłożyła kasę na system Galileo, kiedy państwa podwinęły ogon, to UE współfinansuje wiele projektów ESA, to UE w ramach 7 programu ramowego robi co może aby tę innowacyjność zwiększyć. Niestety, partykularyzmy w państwach narodowych i ograniczenia budżetowe w znacznym stopniu uniemożliwiają rozwinięcie tych skrzydeł innowacyjności.
Co do leseferyzmu, to byśmy mogli zapewne dyskutować godzinami i napisać ściany tekstu. Dość jeżeli powiem, że leseferyzm już odpowiednio się popisał w XIX i do lat 30-tych XX wieku zapewniając prawdziwą huśtawkę kryzysowo-boomową USA i wielu innym państwom.
Europa nadal jest kowalem własnego losu. Słabnie (relatywnie, a ostatnio nie tylko relatywnie) i to jest fakt. Jednak nie dlatego, że jest tutaj wielka i zła UE, a ponieważ państwa w Azji i nie tylko doszły do wniosku, że trzeba przyjąć model zachodu i robić biznes. Tak, ich wzrost jest dla nas w pewnym sensie zagorzeniem, ale one tylko uzyskują tą pozycję, którą powinny mieć.
Na koniec zaś, wspomniałeś też coś o wydatkach antykryzysowych w Europie… zobaczymy za kilka lat, gdy na wierzch wyjdzie inflacja, pod którą grunt pięknie przygotował Fed. Bo to właśnie nie w Europie, gdzie dosypywano “po trochu” pieniądze aby ratować sytuację gdy tego wymagała, ale w USA, gdzie wpompowano znaczni większe niż w Europie sumy dla pobudzenia gospodarki dojdzie do prawdziwej jazdy na wrotkach.
Pozdrawiam i czekam na odpowiedź 🙂
Dzięki za komentarz, przepraszam, że odpowiadam tak późno, ale podróżowałem po płn. Rumunii.
Poruszyłeś wiele kwestii i z jednoznacznymi odpowiedziami może być problem, ponieważ artykuł ma charakter eseju, bynajmniej naukowego. To raczej moje wolne myśli przelane na elektroniczną kartkę papieru.
Pozwolisz, że odwołam się do całości twojego komentarza, a nie do poszczególnych akapitów.
W Europie po prostu źle się dzieje – USA już prawie wygrzebały się z kilkuletniego kryzysu, natomiast gospodarki zachodnie zamarły. Innowacyjność? Spada, pomimo pompowania ogromnych pieniędzy. Rzeczywistość orwellowska? Wystarczy spojrzeć, co dzieje się w kwestii tzw. globalnego ocieplenia, gdzie lobbyści zielonych energii prawie skutecznie przeforsowali swoje żądania na szkodę tańszej energetyki jądrowej czy węglowej (na końcu ze szkodą dla ludzi). Albo pamiętasz te “festyny wojenne” z książki Orwella? Ja mam wrażenie, że Europa co najwyżej wróciła do rzymskiej zasady “chleba i igrzysk”. Indywidualizm, wolność? Popatrz na Francję, zapytaj obywatela francuskiego, czy chciałby ograniczenia przywilejów socjalnych. O Grecji nawet nie wspomnę. Lud jest głupi i ciemny, woli oglądać Euro, a obywatelski ruch w porównaniu do USA jest nikły. Europa ostatnio próbuje jedynie kopiować rozwiązania z innych krajów, czego przykładem był m.in. program LTRO na wzór QE FEDu. Tyle że wracając do mojego pierwszego zdania tego akapitu, USA ruszyło, my nie (dziękuję za informację, że UE już prześcignęła USA w nominalnym PKB – ostatnio sprawdzałem to ok. 2 lata temu i wówczas USA nadal było większe).
Owszem, obecnie trudno zaprzeczyć, że Europa nie jest w najlepszej kondycji. Kryzysy gospodarczy, zadłużeniowy, finansów publicznych, demograficzny, legitymizacyjny i jeszcze kilka innych by się znalazło. Cóż, zgodnie ze znaną prawdą – jak jest źle to na wszystkich polach. Jednak Ty Rafale chcesz zrzucić w populistyczny moim zdaniem sposób winę na złą Unię. Brzmisz jak niektóre grupy polityków, którzy znajdują sobie łatwego chłopca do bicia pt. UE, bo jest on wygodny.
Nie zgadzam się również co do Twojej oceny, że USA wychodzą z kryzysu. Ja również śledzę doniesienia stamtąd i dane są ambiwalentne – to po pierwsze. Po drugie, PKB wzrasta (choć niemrawo) ponieważ znacznie więcej zostało wpompowanych pieniędzy w gospodarkę niż w Europie. To się odbije w niedalekiej przyszłości na znacznym wzroście inflacji i to dopiero będzie niekorzystne dla obywateli. Po trzecie wreszcie, stan amerykańskich finansów publicznych już w dużo gorszej sytuacji niż zagregowana sytuacja w Europie – tam jeszcze nie dokonano poważnych cięć i wydatki są rozdęte, dług publiczny nadal rośnie (nawet w Grecji zaczął spadać), a deficyt budżetowy nadal jest astronomicznie wysoki (1000 mld USD, ponad 6% PKB). Co gorsza, w USA nie ma nawet politycznej zgody co do tego jak wyjść z tego bagna, czego przykładem jest niedogadanie się w sprawie sekwestracji. W Europie chociaż wzrost oscyluje w okolicy 0 (zagregowany dla całej UE), to przynajmniej mają miejsce rzeczywiste cięcia w państwach gdzie jest to niezbędne oraz klasa polityczne zgadza się, że nadmierne wydatki socjalne, brak konkurencyjności oraz złapanie za twarz systemu bankowego są tym co trzeba zmienić (choć z tym ostatnim to już niestety różnie).
Co do zielonych to można by dyskutować czy wartym jest inwestować w energię odnawialną czy też nie. Niemcy pchają w to pieniądze i jest tam całkiem nieźle – poważnego kryzysu nie widać. Kwestia bezpieczeństwa energetycznego (a źródła odnawialne takowe zapewniają) też jest istotna w uzależnionej od importu surowców Europie. Koniec końców III rewolucja przemysłowa i tak będzie się musiała dokonać, pytanie czy my będziemy w jej awangardzie czy też nie (moim zdaniem lepiej abyśmy w niej byli). Tutaj by można wiele napisać i jest to rozmowa na inną sytuację 🙂
Ale co masz do tego, że Francuzi czy inne narody Europy chcą modelu socjalnego? Chcesz kogoś na siłę uszczęśliwiać modelem neoliberalnym, kiedy ktoś tego nie chce? Już nie jeden naród został nim uszczęśliwiony na siłę – odbijało się to przez lata. Przecież wyborcy sami tego chcą. Oczywiście, rozpasanie jakie jest w wielu państwach Europy jest nie utrzymania, jednak osobiście wolę model Europejski, gdzie pracuje się tyle ile trzeba aby sobie fajnie żyć i mieć czas na to życia, aniżeli amerykański gdzie praca jest życiem.
Lud niestety faktycznie nieszczególnie nadaje się do podejmowania ważnych decyzji. Ale wybacz, na całym świecie tak jest, a amerykański lud jest chyba najbardziej ogłupionym ze wszystkich.
Co się zaś tyczy innowacji, to możesz przytoczyć jakieś dane? Ja ostatnio czytałem (jeżeli potrzeba to odszukam), że odrabiamy dystans w stosunku do Japonii, Ameryka nadal nam ucieka, natomiast Chiny gonią szybko wszystkich.
Rafal lubi prowokowac nas oboje, Kamil 🙂
Nie wiem, co moge jeszcze dodac piszac pod bogatymi elaboratami Kamila, z ktorym zgadzam w pelni. Moze uszczypne autora zaczynajac od podstaw: nie ma zadnej super Unii. Niestety. Jeszcze. Ale nad tym pracujemy. Miejmy nadzieje, ze liderzy panstw czlonkowskich UE nie przeczytaja Twojego populistycznego wpisu Rafale, albo przeczytaja i uznaja, ze to jednak zla droga. Ze Europie potrzeba wlasnie wiecej integracji, a nie mniej. Ze Europa ma szanse konkurowac z US, Chinami/Azja, Afryka, tylko i wylacznie jako zintegrowana calosc wlasnie, a nie kakofonia 40kilku klocacych sie o bzdety panstw. XVIII, XIX, XX-wieczne panstwo narodowe odchodzi do lamusa. Im szybciej to zrozumiemy i wytlumaczymy sobie i spoleczenstwom, tym lepiej dla nas. Nie ma sensu tracic czasu, trzeba – jak sam piszesz – isc do przodu.
Ale tym sposobem jest przynajmniej o czym pogadać i się nieco pospierać 😉
Państwo narodowe musi odejść do lamusa, ale to nie znaczy, że mamy je zastąpić super państwem lub super organizacją transnarodową. Dlaczego Szwajcaria, Norwegia, Singapur, Korea Płd., Izrael, Kanada, Islandia i kilka innych państw są o wiele bardziej rozwiniętych niż większość państw europejskich (a zwłaszcza nowych członków), notuje wzrost gospodarczy, mniejsze bezrobocie, pomimo braku super organizacji transnarodowej?
Nie powiedziałbym, że to pomimo jej braku. Szwajcaria, Norwegia oraz Islandia są powiązane z UE i przyjęły znaczną część acquis (albo poprzez umowy bilateralne albo dzięki uczestnictwu w EOG). Mają dostęp do wspólnego rynku (który właśnie jest immanentną częścią owej super transnarodowej organizacji) i pasą się dzięki temu baaardzo skutecznie. Co więcej, UE to podstawowy mechanizm współpracy na kontynencie i jego stabilizator. Dywidenda pt. brak wojny od ponad 60 lat jest zbierana również przez te trzy państwa, co jest w znacznym stopniu zasługą Unii.
Bycie członkiem UE nie predefiniuje czy państwo będzie/jest bogate czy też nie. Sprowadzasz sprawę wyłącznie do kwestii ekonomicznych, a tu nie tylko oto chodzi (można dyskutować czy UE sprzyja rozwojowi państw lub też nie – uczestnictwo we wspólnym, najbardziej chłonnym na świecie rynku zapewne tak, jednak zostawmy tę kwestię). Kwestia jest w tym, że UE daje stabilność – spójrz na dowolną inną część świata (oprócz Ameryki Pn, bo tam są 3 państwa 😉 z czego jedno to hegemon) i powiedź mi gdzie sytuacja jest tak stabilna? Co więcej, państwa, które wymieniłeś rzeczywiście są bogate i fajnie się w nich żyje, ale żadne z nich nie jest w stanie tworzyć polityki globalnej. Niedługo żadne państwo w Europie nie będzie w stanie takiej tworzyć. Państwa, o których wspomniałeś korzystają ze stabilności i bezpieczeństwa jakie dają im mocarstwa, jednak w sytuacji gdy takie państewko wejdzie w konflikt (nie mówię nawet o zbrojnym) z poważnym graczem, to może sobie co najwyżej poprotestować na forum ONZ. To jest oczywista oczywistość i nie trzeba być politologiem aby wiedzieć, że w poważnych grach, o poważne sprawy i pieniądze rolę odgrywają tylko duzi gracze – reszta to tło i plankton, a Europie tylko zjednoczona politycznie UE może dać taką szansę odgrywania roli wszak nikt tego nie zaprzeczy, że Europa słabnie (jak i cały Zachód).
Hmmm, 60 lat bez wojny? A konflikt na Bałkanach czy konflikt cypryjski to było rzucanie kamieniami? Europa dopiero 30 lat temu, poza wyjątkami, zrzuciła jarzmo tyranii, obalając rząd Czarnych Pułkowników czy czekając, aż niektórzy dyktatorzy sami umrą (Franco). Naprawdę, oaza pokoju. A kiedy był ostatni konflikt w Ameryce Płd., nie licząc Falklandów? W Europie jest taki sam bałagan, jak w Ameryce Płd.
Nigdzie nie twierdziłem, że wspólny rynek, integracja gospodarcze jest zła. Ba, jest znakomita. Tylko po cholerę wprowadzać wspólną walutę, kiedy to wiadomo, że nie będzie działać? Anita może wierzyć w uzdrawiającą siłę euro, ale dla mnie jako ekonomisty liczą się inne dane – osoby, które podjęły decyzję o stworzeniu unii monetarnej pomiędzy tak rozbieżnymi krajami powinny… zamilknąć na wieki. Idea wspólnoty europejskiej rozpoczęła się od ekonomii i działa świetnie, dopóki nie wlazła w nią polityka, w tym również euro, a następnie przygotowywana unia bankowa.
Unia rozkwita, pozwólcie, że zalinkuję link do mapy, jak nas widzą Amerykanie (nie żebym ich uwielbiał, bo mają swoje wady, ale cenię sobie ich pragmatyzm, no i kurczę, 2,5% wzrostu gospodarczego w Q1 2013, o czym nawet pisałem na FB – rozwijająca się Polska jest w tyle!)
Tutaj mapa
http://static1.businessinsider.com/image/5176d75469bedd0c09000000-1333-956-1000-/screen%20shot%202013-04-23%20at%202.32.10%20pm.png
Po pierwsze pytanie do osoby administrującej tą stroną – czy da się zrobić aby klikane linki otwierały się w nowym oknie, a nie zastępowały to? Bo zniknął mi cały wywód :/.
Potem jeszcze raz to napiszę, ale w tym momencie stwierdzę jedynie Rafale, że Twój pierwszy akapit jest jak pięść do nosa Twojej linii argumentacyjnej i niebawem wykażę, dlaczego to co wypisałeś w rzeczywistości potwierdza moje stanowisko.
Rafale nie wnikając w dyskusję o roli UE w kreowaniu stabilności na kontynencie chce podkreślić, że jestem zaskoczony Twoją ignorancję historyczną!
System totalitarny to system, w którym kto nie jest z nami (rządzącymi) ten jest przeciwko nam i tutaj okres dyktatury jakobinów podczas Rewolucji Francuskiej nie miał precedensu w historii Francji, co do skali terroru i jego bezsensowności (stąd również nazwa Wielki Terror). Nawet Ludwik XIV pomimo, że uznawany za wzór władcy absolutnego musiał respektować nie tylko autonomię prowincji (m.in. Bretanii) ale również niezawisłość sądową takich podmiotów jak parlament paryski. Rewolucjoniści nie respektowali żadnych praw ani żadnych jednostek. Dlatego skąd u Ciebie myśl, że Rewolucja Francuska mogła stworzyć zaangażowanego, wolnego i myślącego obywatela?!
O roli Napoleona Bonaparte i wojen napoleońskich w kształtowaniu społeczeństw obywatelskich (m.in. przyśpieszeniu procesu uwłaszczenia chłopów) Rafale przeczytasz w każdym akademickim podręczniku historii.
Odpowiadając Rafale na Twojego posta. Muszę przyznać, że pierwszy akapit mnie wprost wgniótł… ale po kolei. Konflikt na Bałkanach powiadasz, a widziałeś w latach 90-tych UE na Bałkanach Zachodnich? Bo ja nie, widziałem natomiast rozpadającą się Jugosławię i ożywione konflikty narodowościowe – coś z czym nie mamy już miejsca na terenie UE. Cypr i konflikt w latach 70-tych? No ja jak Ty tam wtedy widziałeś ówczesne Wspólnoty to ciekawe, bo mi się wydawało, że Cypr jest w Unii dopiero od 2004 roku. Salazar, Franco i pułkownicy – no tak, byli takowi do lat 70-tych. Tylko ponownie, to nie były państwa należące do Wspólnot, a autorytarne reżimy, które jak tylko autorytarnymi być przestały, chybcikiem do Wspólnot dołączyły, właśnie m.in. ze względu na stabilność. To “siła przyciągania” UE spowodowała, że reformy demokratyczne i wolnorynkowe zaszły tam tak szybko. Pokaż mi konflikt w Europie, który był pomiędzy członkami UE albo pomiędzy członkiem UE, a państwem trzecim :).
I teraz najlepsze, kiedy ostatni konflikt nie licząc Falklandów? To chyba ominąłeś ostrzał artyleryjski terytorium Wenezueli przez wojska Kolumbii kilka lat temu w celu walki z FARC. Doprowadziło to do bezprecedensowego “uzbrojenia” granicy przez Wenezuelę i Kolumbię i wzrostu napięcia w regionie. Aby coś porównywalnego miało się zdarzyć w Europie, to np. Hiszpania musiałaby ostrzelać przygraniczne rejony Francji w celu walki z ETA – wyobrażasz sobie coś takiego?
Po cholerę wspólną walutę? A widziałeś kiedyś państwo federalne bez jednej waluty? W swoich dwóch artykułach na temat na temat wad i zalet euro nie wykazałeś ani, że euro jest szkodliwe, ani, że przeszkadza. Dane, które podałeś były ambiwalentne i wskazywały raczej na to, że euro nie dało boosta gospodarkom tak jak zwolennicy by chcieli, jednocześnie nie upośledziło ich w żaden sposób. Jeżeli chcesz szafować argumentem, że “dane wskazują”, iż wspólna waluta przeszkadza w rozwoju gospodarczym, to podaj proszę te twarde dane wskazujące na to, że państwa nie mające euro rozwijają się lepiej i szybciej.
“Idea wspólnoty europejskiej rozpoczęła się od ekonomii i działa świetnie, dopóki nie wlazła w nią polityka, w tym również euro, a następnie przygotowywana unia bankowa”
Doprawdy, nawet tego komentować nie będę – zapoznaj się z dowolnym podręcznikiem akademickim na temat UE, to zobaczysz, że to polityka legła u podstaw stworzenia Wspólnot, a gospodarka była (i nadal jest) środkiem do celu. Bardzo sensownym i ważnym, ale środkiem.
Przecież nikt Rafale nie pisze, że Europa jest w rozkwicie, więc nie wstawiaj nam słów, których nikt nie mówi. Kryzys jest i to pozostaje faktem. Podałeś fajne dane z USA, pytanie jednak czy dalej będę one takie fajne oraz jak to się na gospodarce odbije za kila lat (dalej będę się upierał przy skoku inflacji najpóźniej za kilka lat). Poza tym tak jak pisałem, jedne dane są fajne, inne niekoniecznie. Ameryka zrobiła do tej pory niewiele aby zmniejszyć dług publiczny i ograniczyć deficyt budżetowy.
Kamilu, zle troche odczytales moje w kwestii konfliktow – chodzilo mi o to, ze Europa nie jest jeszcze w pelni spokojnym obszarem, pomimo tego ze w UE jest juz zupelnie nudno, odkad IRA i ETA uspokoily sie, a wojna czy niewielki konflikt zbrojny nikomu sie nie oplaca. Na twoja argumentacje moge podac przyklad Ameryki Pln., tam wojny nie bylo od 150 lat, a mamy 3 zupelnie odmienne panstwa. Widzisz absurd argumentacji? 🙂
EWWiS miala idee polityczna ale zajmowala sie jednak obszarem gospodarczym. EWG jak sama nazwa wskazuje rownie jak i JAE. A potem przyszly idee poltyczne i tworzenie federacji EWWiS miala idee polityczna ale zajmowala sie jednak obszarem gospodarczym. EWG jak sama nazwa wskazuje rownie jak i JAE. A potem przyszly idee poltyczne i tworzenie federacji EWWiS miala idee polityczna ale zajmowala sie jednak obszarem gospodarczym. EWG jak sama nazwa wskazuje rownie jak i JAE. A potem przyszly idee poltyczne i tworzenie federacji EWWiS miala idee polityczna ale zajmowala sie jednak obszarem gospodarczym. EWG jak sama nazwa wskazuje rownie jak i JAE. A potem przyszly idee poltyczne i tworzenie federacji na sile.
Ooo, z euro to sie tak nie zapedzaj. Wyraznie nie doczytales moich artykulow – napisalem, ze euro wyraznie nie wzmocnilo ani nie spowolnilo gospodarek, ale przyjmujac wspolna walute pozbywasz sie wlasnej i wlasnej waluty, co w czasie kryzysu jest absolutnie kluczowym skladnikiem wychodzenia z recesji. Napisalem, skoro euro nie da nam kopa, to po co ryzykowac wspolna walutem dzieki ktorej ucierpimy w czasie nastepnego kryzysu. Moze powinienem stworzyc nastepny artykul o tym, jaka nedza jest wspolna waluta dla wiekszosci panstw, ale wydawalo sie, ze juz wszystko zostalo napisane na ten temat.
Argumentacja, którą zaproponowałem jest jak najbardziej słuszna. w poprzedniej wypowiedzi zaznaczyłem, że Ameryki Pn. nie należy brać pod uwagę, bo są tylko 3 państwa, z czego jedno jest hegemonem. Poza tym niemal przez całą swoją historię Kanada obawiała się (jeszcze jako część Imperium Brytyjskiego) konfliktu ze swoim południowym sąsiadem. To jest żadne porównanie z Europą, która ma kilkadziesiąt państw, które dodatkowo “od zawsze” ze sobą wojowały. Od WWII nie było zaś żadnej wojny czy nawet niewielkiego konfliktu na terenie Unii. W Europie były zaś wyłącznie tak gdzie właśnie Wspólnot nie było. To nie jest opinia, to są fakty. Wybacz Rafale, ale tą gadką podważasz jedną z cech UE, z którą zgadzają się chyba wszyscy – tj. stabilizatora regionu. Powie Ci to każdy politolog zajmujący się regionem. Odkąd mamy integrację europejską Europa jest jednym z najspokojniejszych obszarów na Ziemi.
No ale ja właśnie to staram się napisać – państwa rozpoczęły ingracjację gospodarczą ponieważ nie dało się zrealizować celów politycznych w inny sposób. Podstawowymi powodami powstania EWG były również te polityczne – nie udało się z EWO i EWP to postanowiono skorzystać z innej, opłacalnej dla wszystkich drogi. Idea federacji była od samego początku – już pobieżne studia nad teoriami integracji (tylko z lat 50-tych) wskazują na to, że były 2 główne teorie federalizm i funkcjonalnym. Potem dopiero, pod wpływem osłabnięcia idei federacyjnych, zaczęto szukać nowych paradygmatów w badaniu integracji w Europie. Pomysł stworzenia jednego państwa na terenie Europy (początkowo zachodniej) jest u samych podwalin integracji. Po prostu mijasz się z prawdą twierdząc, że dopiero później ktoś sobie cele polityczne wymyślił.
Napisałeś, ale z danych, które podałeś wcale to nie wynika :). Państwa nieposiadające wspólnej waluty (niezależnie czy należące do UE czy też nie) jak np. Węgry, Ukraina, Wielka Brytania równie ciężko przechodzą kryzys co to posiadające wspólną walutę. Nie podałeś żadnego dowodu na to, że przyjęcie euro = gorsza sytuacja gospodarcza czy cięższe przechodzenie kryzysu. Stworzyłeś wnioski (z którymi się nie zgadzam), które nie pochodzą z zaprezentowanych danych.
Proszę bardzo, czekam na artykuł, poparty twardymi danymi, że euro jest do kitu 🙂
Drodzy Państwo, mam jedno pytanie – byc może powinienem to wiedziec, ale nigdy jakoś szczególnie nie interesowałem się Europą.
Kiedy bodajże w 2006 r. forsowano “konstytucję dla europy”, 2 narody odrzuciły ten traktat. Powodem była przede wszystkim obawa przez utworzeniem europejskiego super-państwa, dlatego usunięto z projektu wszelkie elementy mogące kojarzyc się z państwowością i podano w nowej wersji jako “traktat z lizbony”. W praktyce jeden i drugi traktat to to samo. Pamiętam bardzo dobrze zapewnienia ze strony polityków, że żadnej federacji nie planujemy, że Unia nie ma byc państwem itd itp, po Lizbonie UE miała byc “czymś pomiędzy związkiem państw a państwem związkowym”, każdy kraj suwerenny i w ogóle.
A co mamy teraz ? R. Sikorski wprost mówi, że trzeba nam federacji. Anita: nie ma super-państwa, ale nad nim “pracujemy”. Kamil: “a widziałeś federację bez wspólnej waluty?”. Jednym słowem, mam wrażenie, że koniecznosc stworzenia federacji stała się w międzyczasie oczywistością, której się już nie dyskutuje, która podważa jedynie wąska grupa osób, tylko szkoda, że mnie ominęła dyskusja, w wyniku której uznano to za oczywistosc.
Jak to jest?
Jakubie, już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż utworzenie federacji przyświecało twórcom integracji europejskiej od samego jej zarania. Wtedy mówiono o tym otwarcie ponieważ państwa narodowe były kompletnie skompromitowane (dwie wojny światowe w ciągu 30 lat, rzezie i masakry m.in. w imię czystości narodu, rasy itp.). Obecnie idee federacyjne (i już od dłuższego czasu) pozostają głównie wśród elit oraz części (mniejszości) elektoratów. W oczach elit politycznych konieczność utworzenia federacji była oczywistością od samego początku i z kilkoma wyjątkami (nomen omen wybitnymi, jak np. Thatcher czy de Gaulle) była celem, do którego dążono od początku integracji europejskiej.
Co się teraz tyczy Konstytucji dla Europy (odrzucone we Francji i w Holandii), a potem Traktatu z Lizbony (odrzucony w Irlandii), to nie są pierwsze przypadki odrzucenia traktatu w Europie – wcześniej również miało to miejsce. Zarówno Konstytucję dla Europy jak i TL odrzucono nie tylko ze względu na to, że zacieśniały integrację, ale również (głównie) aby dać czerwoną kartkę zarówno ówczesnym rządom, całemu politycznemu establishmentowi, jak i z tytułu niezrozumiałego języka traktatów (dla niespecjalisty to jest bełkot). W drugim głosowaniu nad TL Irlandczycy opowiedzieli się za Traktatem na poziomie 65% “za”. Jak wynika z sondaży po-referendalnych, za pierwszym razem (referendum w 2008) wielu po prostu nie zrozumiało pytania. Referendum z 2009 znacznie ułatwiło zrozumienie tego co TL zmienia wchodząc na poziom “możliwie najniższego wspólnego mianownika” dla obywateli. Wystarczy porównać karty do głosowania z 2008 i 2009 aby zobaczyć poważną różnicę.
Czy się nie dyskutuje stworzenia federacji? Moim zdaniem się dyskutuje, jednak przebiega to zazwyczaj w liniach: elity i establishment (za taką czy inną formą federacji) kontra eurosceptycy. Na poziomie władz trudno o dyskusję na ten temat skoro co do potrzeby istnienia federacji zgadza się (niekoniecznie to głośno werbalizując) zdecydowana większość klasy politycznej.
Piszesz, że ominęła Cię dyskusja… cóż, przyznam, że mnie również :P. Jednak jakby chcieć dyskutować z 500 mln obywateli (bo przecież każdy ma prawo do dodania swoich 3 groszy 😉 ), to chyba daleko byśmy nie zajechali w żadnej kwestii.
“Pamiętam bardzo dobrze zapewnienia ze strony polityków (…) ” 😀
Myślę, że Ty Jakubie pamiętasz je lepiej niż oni sami 😉 Taka już natura polityków.