ZUZANNA BARTOL
„Integracja europejska pogłębia się poprzez kryzysy” – tak brzmi hasło eurooptymistów, powtarzane coraz częściej i chętniej zarówno w mediach, jak i na różnego rodzaju debatach i konferencjach. Wiara w siłę europejskiej wspólnoty manifestuje się coraz śmielej – rzecz niespotykana jeszcze kilkanaście miesięcy temu, gdy szalał najpoważniejszy w historii zjednoczonej Europy kryzys gospodarczy i instytucjonalny. Pierwsze kryzysowe szczyty Rady Europejskiej (od 2008 roku było ich już, wg różnych wyliczeń, od 18 do 23) musiały stawić czoła wychodzącym dopiero na światło dzienne problemom finansowym państw członkowskich; próbując równocześnie jakoś im zaradzić. Jak mrówki biegające wokół rozkopanego mrowiska, przywódcy państw i europejskich instytucji na bieżąco i trochę na ślepo naprawiali szkody, starając się przekonać rynki o wiarygodności wspólnej waluty i całego projektu zjednoczonej Europy.
Wielu eurosceptyków wieszczyło (i wieszczy nadal) rychły i nieuchronny koniec Unii jaką znamy oraz przekształcenie jej albo w luźny związek państw, albo w federację kilku najsilniejszych gospodarek, dominującą nad słabszymi państwami-satelitami. Według jednych scenariuszy, najkorzystniejsze miałoby być wyjście z unii walutowej Grecji, według innych – Niemiec. Dostrzeżono błędy popełnione jeszcze za czasów wprowadzania unijnej waluty (wspólna odpowiedzialność za polityki fiskalne państw bez ich równoczesnej koordynacji i nadzoru), stawiając diagnozę: pacjent chory od narodzin, umrze niebawem. Musiało minąć trochę czasu, zanim postulat „uzdrowienia systemu poprzez głębszą integrację” przebił się do opinii publicznej, i zanim przywódcy europejscy zrozumieli, że tymczasowymi metodami można zażegnać problem tylko tymczasowo.
Oczywiście i teraz hasło „więcej Europy” nie znajduje ciepłego przyjęcia wszędzie (wystarczy wspomnieć Davida Camerona i jego chłodny brytyjski dystans wobec wszelakich integracyjnych propozycji), jednak ostatni szczyt Rady Europejskiej pokazał, że przestaje ono być tylko pobożnym życzeniem.
Trzeba zacząć od sprawozdania przygotowanego przez Przewodniczącego RE, Hermana van Rompuya, o wiele mówiącym tytule „W kierunku faktycznej unii gospodarczej i walutowej”, które zostało przesłane przywódcom państw na kilka dni przed szczytem. Jest to projekt bardzo daleko idący, zakładający m.in. kontrolę budżetów państw na poziomie europejskim (aż po unię budżetową) oraz uwspólnotowienie długu poprzez emisję krótkookresowych euroobligacji – jest to swoją drogą idea znienawidzona przez Angelę Merkel, odgrażającą się ostatnio, że „póki żyje”, nie pozwoli na jej urzeczywistnienie.
Autor raportu zastrzega oczywiście, że są to tylko propozycje, nad którymi trzeba dopiero zacząć negocjować, jednak samo ich wystosowanie dużo mówi o zmianie atmosfery w Brukseli. Trudno ocenić, czy dokument van Rompuya stanie się początkiem nowej drogi, biegnącej do pogłębienia integracji, czy też przepadnie wśród tysięcy innych unijnych papierów. Należy jednak podkreślić, że to pierwszy tak śmiały projekt stworzony przez przedstawiciela jednej z najważniejszych unijnych instytucji.
Także ustalenia samego szczytu pozwalają euroentuzjastom z większym optymizmem patrzeć w przyszłość. „Szczyt UE podjął decyzje nie do pomyślenia jeszcze kilka miesięcy temu” – powiedział szef KE, Jose Manuel Barroso, po zakończeniu obrad.* Lista osiągnieć nie jest może długa, ale i tak, według większości polityków, zadowalająca:
1. Udało się obronić ratyfikację podpisanego w marcu Paktu Fiskalnego. Jego ratyfikacja we Francji i w Niemczech zależała od wprowadzenia równolegle Paktu Wzrostu i Zatrudnienia, o przyjęciu którego miał zadecydować ostatni szczyt. Nowy prezydent Francji, François Hollande, zapowiedział jeszcze w swojej kampanii wyborczej, że nie ratyfikuje wprowadzającego mechanizmy kontrolne nad wydatkami państw Paktu Fiskalnego, bez gwarantującego stymulację gospodarek Paktu Wzrostu i Zatrudnienia. Podobny warunek postawiła Angelii Merkel jej parlamentarna opozycja.
2. Przyjęcie Paktu Wzrostu i Zatrudnienia zostało okupione zgodą Niemiec na zmianę zasad udzielania pomocy państwom zadłużonym, o co walczyły Włochy i Hiszpania. Od teraz, środki z funduszy ratunkowych Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) i Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (MES) będą mogły być przekazywane bezpośrednio zagrożonym bankom – co rodzi jednak obawy o rozmycie odpowiedzialności za przyznawane fundusze. Wcześniej trafiały najpierw do zadłużonych państw, powiększając ich deficyt i koszty obsługi długu.
3. Niemcy nie wychodzą ze szczytu całkiem pobite w potyczce z Włochami (narzucającą się analogię z czwartkowym meczem półfinałowym Euro 2012 eksploatują wszystkie media), bowiem Angeli Merkel udało się przeforsować deklarację przygotowania w trybie pilnym propozycji w sprawie europejskiego nadzoru bankowego, jednego z elementów tzw. unii bankowej.
4. Warto wspomnieć także o rozpoczęciu prac nad wprowadzeniem wzmocnionej współpracy w sprawie podatku od transakcji finansowych. Decyzja na temat zlecenia Komisji przygotowania projektu takiej współpracy zapadła na posiedzeniu ministrów finansów państw UE (Ecofin), kilka dni przed szczytem.
Przywódcy państw deklarowali mniej lub bardziej szczere zadowolenie z przebiegu obrad. Na podstawie powziętych na ostatnim szczycie decyzji na razie trudno orzec, czy Europa rzeczywiście zmierza w stronę federalizacji. Kanclerz Merkel zdaje się wierzyć w taką wizję, a to ona, jako liderka najsilniejszej europejskiej gospodarki, rozdaje obecnie karty. Problemem, który z polskiej perspektywy jest najbardziej widoczny, jest powolne kształtowanie się rozłamu wśród państw członkowskich – na te integrujące się „bardziej” w ramach eurostrefy oraz te przyglądające się z boku całemu procesowi. Pozycja obserwatora ma oczywiście swoje zalety, jak chociażby większą elastyczność w realizacji proponowanych projektów. Z drugiej strony, nie uczestnicząc w negocjacjach, Polska i inne kraje spoza strefy euro mają znacznie mniejszy wpływ na ostateczny kształt tych projektów.
Pozostaje mieć nadzieję, że realizacją hasła „więcej Europy” nie będzie „więcej Europy, ale tylko dla niektórych”.
——————–
*Cyt. za PAP.
Myślę, że Polska jest obecnie w bardzo dobrej sytuacji – w porównaniu z zachodnimi krajami nasza gospodarka rozwija się, choć oczywiście też cierpi w wyniku wstrząsów w eurostrefie. Tak naprawdę, jeśli tylko sytuacja na zachodzie poprawi się, to Polska jedynie zyska na tym. Nie mając wspólnej waluty, mamy większą elastyczność w formowaniu polityki monetarnej. Bogu dzięki, mamy też limit konstytucyjny progu długu publicznego, co nas ratuje przed skończeniem jak drugie Węgry.
Ciekawa analiza, polecam! http://euobserver.com/843/116855
Tak tak było o tym na tej konferencji co Marta mnie zaciągnęła 😀 z Sormanem 🙂 Że Polska ma konstytucyjne ograniczenia, które na Zachodzie dopiero się wprowadza 🙂
[…] Zuzanna Bartol, Unia walutowa, fiskalna, bankowa – czy Europę czeka federalizacja? […]
[…] Z. Bartol, Unia walutowa, fiskalna, bankowa – czy Europę czeka federalizacja? […]
[…] Z. Bartol, Unia walutowa, fiskalna, bankowa – czy Europę czeka federalizacja? […]
[…] Z. Bartol, Unia walutowa, fiskalna, bankowa – czy Europę czeka federalizacja? […]
[…] Z. Bartol, Unia walutowa, fiskalna, bankowa – czy Europę czeka federalizacja? […]