ALEKSANDRA ZDEB
Popularny slogan głosi, że wybory to święto demokracji. W tym roku, 6 maja, Serbowie świętowali poczwórnie. Celebrując Djurdjevdan, wybierali władze samorządowe, parlamentarne i prezydenta. Jak można się było spodziewać, wybór głowy państwa przyćmił pozostałe, sprowadzając je do roli tła dla wyścigu dwóch silnych liderów: Borisa Tadicia i Tomislava Nikolicia. Wygrali „nowi – starzy”, czyli postępowcy. Nie oznacza to, że to właśnie SNS stworzy przyszły rząd – demokraci i socjaliści już podpisali wstępną umowę koalicyjną. Ostatecznie, wszystko zależy jednak od tego, kto zwycięży w drugiej turze wyborów prezydenckich, 20 maja.
Pokerowa zagrywka
Pierwszym momentem spornym kampanii wyborczej stała się decyzja prezydenta Borisa Tadicia, który zdecydował się podać do dymisji, tak by wybory prezydenckie odbyły się razem z parlamentarnymi. Tłumacząc się oszczędnościami, skrócił swoją kadencję o ponad pół roku. Wywołało to uzasadnione wątpliwości dotyczące poszanowania demokratycznej woli narodu, który wybrał głowę państwa na całą kadencję. Decyzja ustępującego prezydenta była w stu procentach motywowana względami politycznymi, tzn. dążeniem do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych – najważniejszych dla utrzymania władzy. Przy okazji obnażyła słabość Partii Demokratycznej, która wygrać wybory mogła jedynie pod skrzydłami jej przewodniczącego, a jednocześnie byłego prezydenta i de facto szefa rządu. Wprost mówi się o tym, że były premier – Cvetković był jedynie figurantem, choćby ze względu na przewodzenie rządowi, którego najsilniejszy element, Partia Demokratyczna, pozostawał pod wodzą byłego prezydenta.
Oczywistym jest również, że ewentualna wygrana w wyborach prezydenckich to dla DS (Partia Demokratyczna) za mało, jeżeli ten nie będzie posiadał większości parlamentarnej. Serbia na mocy Konstytucji z 2006 r. funkcjonuje w warunkach klasycznego systemu parlamentarno-gabinetowego, a więc koabitacja (rozdzielenie władzy wykonawczej między konkurencyjne ośrodki polityczne) musi zepchnąć prezydenta do roli przewidzianej dla niego w Ustawie Zasadniczej – faktycznego reprezentanta i arbitra pozbawionego władzy, do jakiej zdążył się przyzwyczaić Tadić. Tym samym zarówno 6 maja, jak i cała kampania wyborcza upłynęły pod hasłem „wszystko albo nic”. W DS zakładano, że poparcie społeczne w danym momencie rozkłada się konsekwentnie, a więc ten, kto wygra wybory parlamentarne zdobędzie również fotel prezydenta. Chcąc utrzymać możliwie największą ilość władzy, Tadić rzucił na szalę cały swój kapitał polityczny. Wyniki wyborów parlamentarnych pokazały jednak to, o czym mówiło się od dawna: społeczeństwo zgodnie z hasłem „vreme za promene” (co można tłumaczyć jako „czas na zmiany”) udowodniło, że ma dosyć demokratycznej władzy absolutnej Borisa Tadicia.
Socjalistyczny języczek u wagi
Tematem numer jeden całej kampanii była przyszła koalicja rządowa. Wiadomo było, że żadna z partii nie uzyska wyniku, który przełoży się na wymagane dla utworzenia rządu 50% poparcie w Skupsztinie. Liczne koalicje wyborcze miały uprawdopodobnić taką sytuację, jednak mimo to, partie skazane są na powyborcze porozumienia. Charakterystyczne dla całej kampanii było pozostawianie uchylonych drzwi – wszystkie mniejsze partie centrowe wprost mówiły, że są otwarte na różne konfiguracje powyborcze. Nieustępliwe stanowisko zaprezentowali jedynie radykałowie pokroju Dveri, czy SRS (Serbska Partia Radykalna), którym jednak nie udało się przekroczyć wymaganego progu 5%. Zbudowanie kampanii wyborczych w oparciu o wzajemną konkurencję i opozycyjność dwóch, rzec by można, odwiecznych wrogów tj. Tadicia i Nikolicia, wykluczyło także możliwość powstania koalicji DS-SNS.
Wyniki wyborów parlamentarnych pokazały, że niewielka różnica procentowa i mandatowa między DS i SNS stworzyła możliwość zbudowania koalicji rządowej po każdej ze stron. Bardziej umiarkowany i funkcjonujący bez skazy „radykalności” spod znaku Šešelja DS, również troszkę słabszy ze względu na mniejszą liczbę miejsc w parlamencie, stał się jednak dla partii centrowych atrakcyjniejszym partnerem koalicyjnym, niż zwycięska Serbska Partia Postępowa (SNS).
Wielkimi wygranymi wyborów okazali się socjaliści (SPS), którzy osiągając świetny wynik 14,53%, przekładający się na 44 mandaty. Stali się trzecią siłą w parlamencie i przysłowiowym języczkiem u wagi. Z rozkładu miejsc w Skupsztinie wynika, że stworzenie koalicji większościowej bez SPS jest niemożliwe, co wysunęło na czoło wyścigu o fotel premiera Ivicę Dačicia, szefa SPS.
Tym samym, Choć to SNS wygrał wybory, okazało się, że trudno będzie mu stworzyć rząd. Stworzenie koalicji SPS-SNS wydawało się mało prawdopodobne między innymi ze względu na wyniki wyborów lokalnych. W wielu miejscach, w tym w Belgradzie, SPS i SNS nie są w stanie wspólnie stworzyć koalicji. Taki hipotetyczny układ potrzebowałby jeszcze trzeciego elementu, którym prawdopodobnie zostałby DSS (Demokratyczna Partia Serbii), jednak na drodze tak uformowanej koalicji stanąć mogłyby różnice programowe dotyczące na przykład integracji europejskiej.
Wyniki wyborów doprowadziły do podpisania umowy koalicyjnej między Partią Demokratyczną a koalicją wyborczą SPS-PUPS-JS*. Jednak demokraci i socjaliści wspierani przez emerytów (PUPS) mają wspólnie wciąż za mało mandatów, by utworzyć rząd, dlatego mówi się o trzecim partnerze: LDP (Partia Liberalno-Demokratyczna) lub URS (Zjednoczone Regiony Serbii). Na jego wybór mogą mieć wpływ pewne zaszłości: Partia Liberalno-Demokratyczna przez całą kampanię krytykowała rządową politykę zagraniczną, w tym tę dotyczącą Kosowa. Stosunki między Zjednoczonymi Regionami Serbii a DS również są naznaczone wzajemną krytyką, jaka miała miejsce podczas ostatnich dwóch miesięcy. Ponadto, szef URS Mladjan Dinkić, który niedawno opuścił rząd Cvetkovicia, mówi wprost, że dla jego partii równie atrakcyjnym rozwiązaniem jest pozostanie w opozycji.
Decyzja o pełnym składzie koalicji i podziale tek ministerialnych ma zapaść dopiero po 20 maja, a więc po drugiej turze wyborów prezydenckich, które – niezależnie od tego, który z kandydatów zwycięży – mogą dość znacznie zweryfikować sytuację i wpłynąć na negocjacje.
Jeżeli zwycięży Nikolić, prawdopodobny jest jego opór wobec powierzenia misji tworzenia rządu partii, która nie wygrała wyborów. Na marginesie politycznych animozji, wydaje się to również naruszać demokratyczny standard szanowania woli większości, która bądź co bądź wybrała SNS. Jednak, jeżeli zwycięży Tadić, zlecenie zadania zbudowania Rady Ministrów (po raz kolejny) przedstawicielowi DS, czy też jego partnerowi koalicyjnemu, może się okazać chybionym pomysłem. Z jednej strony, trudno wskazać na logiczne przesłanki powierzenia urzędu premiera szefowi partii, która cieszy się poparciem jedynie 15% społeczeństwa. Z drugiej strony – monopolizacja władzy ze strony DS, bardzo mocno krytykowana w czasie tegorocznej kampanii, już przełożyła się na słaby wynik wyborczy, a w dalszej perspektywie może zdecydowanie pogorszyć pozycję demokratów na serbskiej scenie politycznej .
W kierunku semi-prezydencjalizmu
Władza w samorządach, rząd, stanowisko prezydenta – Partii Demokratycznej udało się skupić w swoich rękach zaskakująco dużo władzy, jak na skromne możliwości systemu parlamentarnego, który z definicji opiera się na systemie jej hamowania i równowagi. W przypadku Serbii, nie tyle chodzi tu jednak o partię, co o Borisa Tadicia, który pozostając prezydentem podporządkował sobie również rząd. Jego pozycja stała się na tyle silna, że zaczęto zwracać uwagę na niebezpieczeństwa związane z tak nierównomiernie rozłożonym balansem władzy i na zyski jakie przynieść ma, korzystniejsza dla młodej demokracji, koabitacja.
W ten sposób, metodą faktów dokonanych, Serbii udało się przejść z systemu parlamentarno-gabinetowego do pół-prezydenckiego – przynajmniej na gruncie praktyki ustrojowej. W tę sytuację wpisuje się zarówno wcześniejsze rozpisanie wyborów prezydenckich, jak i odłożenie tworzenia rządu do poznania rezultatów drugiej tury wyborów. Zgodna decyzja partii, które zdobyły największą liczbę mandatów: Serbskiej Partii Postępowej i Partii Demokratycznej, a których kandydaci walczą w drugiej turze wyborów prezydenckich, pokazuje doskonale, jak bardzo punkt równowagi serbskiego systemu politycznego przesunął się w stronę władzy wykonawczej. Trudno uwierzyć, że zwycięzca wyborów prezydenckich zdecyduje się na powierzenie misji tworzenia rządu przeciwnikowi – tak aby państwo mogło wejść w stabilny okres koabitacji.
Serbska scena polityczna wciąż zmaga się z autorytarnym dziedzictwem lat 90., co jest widoczne zarówno w podziałach między partiami, jak i szczątkowej stabilizacji systemu. Wspomnienie reżimu Miloševicia wraca zarówno w kontekście silnej władzy Tadicia, jak i przyszłego rządu obecnego szefa socjalistów – Dačicia. W związku z powyższym, pozycja władzy wykonawczej była jednym z częściej poruszanych tematów w czasie tegorocznej kampanii. Wątpliwości dotyczyły podziału władzy i jej równowagi, demokratyzacji oraz wciąż odczuwalnej transformacji ustrojowej, jednak to co najciekawsze, odnosiło się do kwestii apolityczności głowy państwa, która zgodnie z literą Konstytucji winna wyrażać jedność państwową Republiki Serbii.
Ataki wymierzone w zbyt dużą ilość władzy zebranej w rękach Tadicia doprowadziły do interesującej reakcji Nikolicia, który odnosząc się do tego problemu na konferencji prasowej oświadczył, że jeżeli zwycięży w drugiej turze, to zrzeknie się przewodnictwa w partii. Utożsamiany z orientacją proeuropejską i prodemokratyczną Tadić, spoglądający z plakatów wyborczych jako czuły ojciec pomagający małemu chłopcu, najwyraźniej nie czuje się do takiego posunięcia zobligowany.
——————————————
*JS – Zjednoczona Serbia
——————————————
Aleksandra Zdeb – absolwentka nauk politycznych na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ. Obecnie doktorantka w tej samej jednostce, gdzie przygotowuje pracę dotyczącą Bośni i Hercegowiny, a także studentka filologii słowiańskiej, specjalizacja serbistyka. Odbyła staż w Ambasadzie RP w Sarajewie. Koordynatorka i uczestniczka wielu projektów naukowych – ostatnio “Serbia 2012. Kontekst kulturowo-społeczny wyborów parlamentarnych”. Zainteresowania: państwa post-jugosłowiańskie, tzw. społeczeństwa podzielone, państwa wielonarodowe, systemy polityczne i demokracja. Aleksandra Zdeb jest współpracownikiem Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.
[…] A. Zdeb, Gdy się demokracja rodzi… […]
[…] A. Zdeb, Gdy się demokracja rodzi… […]