PIOTR SZAFRUGA, Program Wolnościowy
ACTA można rozpatrywać na gruncie własności intelektualnej, jawności procesu negocjowania umowy, wpływów grup lobbingowych, praw człowieka czy wolności słowa. Ale można też zapytać czym tak właściwie, w świetle praw autorskich, jest własność? A na koniec można się pokusić o spojrzenie na ACTA, jako na kolejną z wielu prób wprowadzenia rzeczywistej kontroli internetu i zakresu możliwości wykorzystywania komputerów.
W dzisiejszym świecie większość ludzi przyjmuje prawo autorskie jako naturalne i traktuje na równi z własnością rzeczy materialnych. Warto jednak wiedzieć, że zostało wymyślone przez cenzorów. Jak pisze Karl Fogel, powstanie prawa autorskiego było efektem prywatyzacji rządowej cenzury w szesnastowiecznej Anglii.
Wprowadzenie prasy drukarskiej spowodowało skokowy wzrost dostępności informacji. To, co cieszyło autorów niepokoiło władze, które straciły przez to zdolność kontrolowania treści drukowanych tekstów. W efekcie rząd Anglii ustanowił cech cenzorów („Londyńskie Zrzeszenie Sprzedawców Papieru”), który w zamian za kontrolowanie tego co jest drukowane, otrzymał monopol na sprzedaż wszystkich druków w Anglii.
Wraz z rozluźnieniem cenzury pod koniec XVII wieku rząd pozwolił na wygaśniecie monopoli. Cenzorzy – zagrożeni utratą źródeł dochodu, postanowili wykorzystać fakt, że koszty rozpowszechniania dzieł wymuszały na autorach współpracę z wydawcami. Członkowie Stowarzyszenia zaprezentowali nowatorski wówczas pogląd, że autorzy posiadają naturalne i przyrodzone prawo do tego, co piszą, a takie prawo może być przekazywane innym stronom w drodze umowy, tak samo jak inne formy własności.
Dzięki przypisaniu prawa autorskiego twórcom, sprzedawcom udało się uniknąć odium cenzorów. Autorzy nie mieli jednak żadnego wyboru i oddawali prawa wydawcom. Za pierwsze prawo autorskie można uznać Statut Anny z 1710 roku.
Dzisiaj rozpowszechnianie twórczości w sieci nie wymaga żądnych nakładów. To zaś podważa celowość istnienia wydawców i rodzi pytanie o sens prawa autorskiego. Uzasadnianie go przez analogie do własności rzeczy materialnych jest chybione. Fogel argumentuje, że jeśli ktoś zabierze mi rower, to jest to kradzież – nie mam roweru. Jednak gdy ktoś skopiuje moją książkę, nie tracę jej – mamy ją oboje. Oczywiście można założyć, że tracę ewentualne zyski, bo ten ktoś zamiast kopiować, mógł tą książkę ode mnie kupić. Taki argument jest bardzo problematyczny. Opiera się na spekulacji, „co by było gdyby” i dodatkowo, po cichu, zakłada pewien determinizm, że możemy określać przyszłe decyzje innych (że kupią).
Krytyka ACTA
To co jest niebezpieczne przy okazji ACTA, to narzędzia jakimi chce się prawa autorskie chronić. Budzą one obawy o możliwość ograniczania wolności i łamania praw człowieka. Robert Gwiazdowski na swoim blogu przedstawił krótką analizę treści dokumentu, którą polecam wszystkim zainteresowanym.
A jakie zagrożenie w umowie widzą przeciwnicy ACTA? Odpowiedź znajdziemy w filmie:
[youtube http://www.youtube.com/watch?v=h1fJYlQ9iJY]
Innym niepokojącym zjawiskiem, które można było zaobserwować, jest sposób tworzenia porozumienia i środki jakimi chce się osiągnąć cel. Czemu regulacje mające obowiązywać obywateli danego państwa próbuje się tworzyć w tajemnicy przed nimi? Czy to tylko kwestia silnego lobbingu. Z drugiej strony, wprowadzenie (pisanej pod dyktando producentów świetlówek) dyrektywy zakazującej sprzedaży tradycyjnych żarówek, było dużo bardziej jawne.
Może dzieje się tak ponieważ prawa autorskie, przewrotnie, nie są traktowane przez polityków poważnie? Dla decydentów zawsze ważniejsze będą bezrobocie, czy rolnictwo.
Wojna o możliwości komputerów
Według Coryego Doctorowa, wojna o prawa autorskie to tylko wstęp do nadchodzącej wojny z możliwościami komputerów. Branża rozrywkowa (główny beneficjent praw autorskich) to tylko pierwsza, która chwyciła za broń i przywykliśmy do myślenia o ich relatywnym sukcesie na tym polu. Bowiem w szerszej perspektywie walka nie toczy się się o prawa autorskie, ale o możliwość kontroli używania komputerów i sieci.
Doctorow twierdzi, że komputer ogólnego przeznaczenia jest wyjątkowym urządzeniem. Wskazując na zagadnienie komplementarności Turinga czy sieci typu end-to-end uzasadnia, iż nie da się poprzez regulacje powstrzymać ludzi od łamana praw autorskich. Jednak takie regulacje powstają i będą powstawać, bo politycy nie rozumieją sposobu funkcjonowania komputerów i internetu. W efekcie wszelkie zawodności, które się pojawią, mogą być wyjaśnione przez pomysł, że regulacja nie poszła dostatecznie daleko, zamiast zasugerować, że pomysł był wadliwy od początku.
Działania takie, poprzez m. in. zabranianie używania niektórych systemów (patrz: SOPA), zawsze będą prowadzić do rozwiązań stosowanych przez opresyjny reżimy do inwigilacji swoich obywateli.
Motion Picture Association of America, zwolennik rozwiązań zaprojektowanych w ramach SOPA, rozpowszechniał memorandum, w którym przytaczał analizy według których SOPA może działać właśnie dlatego, że korzysta z tych samych metod, co Syria, Chiny czy Uzbekistan. Argumentują w nim, że skoro rozwiązania działają tam to zadziałają też w USA.
Pozostaje jeszcze regulacja technologiczna – stworzenie komputera, który nie będzie w stanie otwierać niechcianych przez producentów programów (np. do kopiowania muzyki). Tak jak mikser, który nie może wykonywać funkcji zmywarki (i na odwrót), mimo że oba mają taki sam silnik elektryczny. Ale komputerów nie buduje się aby uruchamiały jedną tylko aplikację. Buduje się je tak, aby uruchomiły dowolny program. Mogą one zarówno, trzymając się porównania, miksować i zmywać naczynia. Aby ograniczyć ich funkcjonalność stosuje się rootkity, specjalne programy ukryte przed użytkownikiem. Jest to nic innego jak rodzaj złośliwego oprogramowania.
Dlaczego inne branże miałyby mieć podobne problemy z komputerami, jakie ma branża rozrywkowa? – pyta się Dactorow i odpowiada: Świat, w którym żyjemy, jest zrobiony z komputerów.
Samochody, czy samoloty to dzisiaj zdolne do przemieszczania się komputery. Radio nie opiera się już na krysztale, ale na komputerze uruchamiającym odpowiednie programy. Nie ma zatem problemu by programowalne radio, służące do pilnowania dziecka w drugim pokoju, używać do kontroli lotów. Wystarczy wgrać odpowiednie oprogramowanie. Zbudowano już nawet pierwsze urządzenia sekwencjonowania genetycznego typu open-source.
Im większa powszechność komputerów ogólnego zastosowania, tym większe możliwości modyfikowania urządzeń przez użytkowników. To na pewno wywoła sprzeciw wielu branż. Dodajmy do tego władzę, która nigdy nie czuje się dobrze, nie ma poczucia kontroli.
Według Doctorowa walka o prawa autorskie zadecyduje o przyszłość wolności i otwartość internetu i komputerów. Nie jest wykluczone, że w przyszłości, sieć straci anonimowość, będziemy rozpoznawani przez sieciowe „dowody osobiste”. A możliwość uruchamiania programów będzie regulowana przez organy centralne
...i nikt nie będzie mógł uwierzyć, że kiedyś internet działał bez odgórnych regulacji…
Wydaje się, że Piotr dotknął sedna problemu. Panika społeczeństwa obywatelskiego odnośnie domniemanych ograniczeń wolności oraz kar nakładanych na użytkowników internetu może się okazać nieuzasadniona, jako że i tak to każde państwo ustanowi własne przepisy penalizacyjne w kwestii ochrony praw autorskich w ramach ACTA. A tu, jak pamiętamy choćby przy okazji przyjmowania przez poszczególnych członków UE Karty Praw Podstawowych, państwa mają duży potencjał do tworzenia rozmaitych “klauzul” czy “deklaracji interpretacyjnych”. ACTA otwiera jednak potencjalnie drogę do kontroli internetu, badania i sterowania działalnością setek milionów ludzi. Gdyby dokument ten był “zupełnie niegroźny”, nie powstawałby wszak w tajemnicy. Pytaniem o niebagatelnym znaczeniu powinno być więc to, czy globalizacja, oparta przecież na wolnym rozprzestrzenianiu się informacji w sieci, pozostanie tym, czym jest obecnie.
Czemu autor powołuje się na ten zmanipulowany film? :/
Czy autor czytał w ogóle treść ACTA?
Z tego co wiem, a przyznaję z góry, że to niewiele, ACTA ma zapobiec np. pojawiania się filmów w sieci jeszcze przed ich wejściem na kinowe ekrany. I to dla mnie ma sens, bo w końcu dla kogoś ten film, książka czy muzyka to efekt ich pracy, za którą, w zależności od kinowego/czytelniczego/fonografinczego sukcesu otrzymają stosowna opłatę. Jeśli oglądam film w Internecie, to tak, jak bym jechała autobusem bez biletu – korzystam z serwisu, za który nie uiszczam opłaty, a więc jestem nieuczciwa, bowiem okradam kogoś, kto tego serwisu mi użyczył. Co do innych zapisów ACTA nie jestem w stanie się wypowiedzieć – więcej jest dokooła medialnej insynuacji niż faktów.
Nigdzie nie powołuję się na ten “zmanipulowany” film. Klip ma pokazać jak ACTA jest oceniana przez część jego przeciwników.
Tak, czytałem ACTA, zarówno w wersji angielskiej jak i polskiej.
Najpoważniejsze zarzuty wobec ACTA nie odnoszą się do kwestii własności intelektualnej jako takiej. Chodzi o narzędzie jakie ACTA daje w celu jej ochrony.
Ponownie polecam wpis Gwiazdowskiego, który odnosi się do konkretnych artykułów umowy. Zauważa on między innymi, że ACTA zawiera klauzule generalne. Oznaczy, że stwarzają swobodę interpretacji przez urzędnika (który na mocy ACTA nie może ponosić odpowiedzialności za swoje decyzje). Zacznijmy od tego, że umowa nie definiuje co to jest “własność intelektualna”.
Jeśli ACTA nie ma naruszać praw człowieka, to dlaczego jej konstrukcja to umożliwia?
Oczywiście instytucje państwa nie muszą wykorzystywać zapisów dokumentu do np ograniczenia wolności słowa. Niestety praktyka wskazuje jednak, że jak mogą, to w końcu to zrobią.
Anito, jeżdżący na gapę to raczej ci co oglądają film w kinie nie kupiwszy biletu. Oglądający filmy w Internecie, to ci którzy skopiowali sobie autobus. I tu właśnie załamuje się porównanie do rzeczy materialnych (jazda autobusem). To nie jest takie proste.
Uznanie kopiowania danych za kradzież wymaga odwołania się do pojęcia “własności”. A to odwołanie nie jest oczywiste, o czym piszę w tekście.
A mnie szczerze mówiąc ten wszechobecny spam trochę drażni, bo to tak w dużej mierze “bez pomyślunku” jest robione. Trochę na zasadzie : w telewizji powiedzieli, że ACTA ograniczy nam wolność to już przyłączam się do miliona protestów na FB i tego typu portalach. Dużo emocji, mało zastanowienia się o co w tym chodzi. Nie chcę teraz by mój komentarz został odebrany jako pochwałę dla ACTA czy rządu, bo tak nie jest. Raczej denerwuje mnie ta wszechobecna histeria. Dlatego przydają się takie opracowania jak Twoje Piotrze, czy jak p. Gwiazdowskiego. Spokojna analiza z zaznaczeniem tego co to może zmienić, a czego nie musi.
Inna sprawa – poruszana wszędzie – negocjowanie umowy w tajemnicy. Cóż z tym się nie zgodzę. Czy na prawdę okryta była tajemnicą? Raczej nie skoro wczoraj europosłowie byli przepytywani na okoliczność tego czy głosowali za czy przeciw potępieniu ACTA. Po prostu, jak większość umów “technicznych” nie była rozdmuchiwana przez media, aż do momentu afery Megaupload, kiedy to media się do niej dorwały i obwieściły zamach na “wolność naszą i waszą”. Cóż, to moja prywatna opinia i oczywiście można się z nią nie zgadzać.:)
Negocjacje ACTA były tajne:
2007 – początek negocjacji (obowiązuje klauzua poufnosci)
05.2008 – WikiLeaks ujawnia informacje o negocjacjach: http://wikileaks.org/wiki/Proposed_US_ACTA_plurilateral_intellectual_property_trade_agreement_%282007%29
01.2009 – Biały Dom odmawia ujawnienia dokumentów ze względu na bezpieczeństwo narodowe (!): http://keionline.org/blogs/2009/03/12/acta-state-secret
03.2009, 03.2010 – Parlament Europejski protestuje przeciwko tajnym negocjacjom i wzywa Komisję Europejską do odtajnienia dokumentów. KE odmawia powołując się na klauzulę poufności: http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,7652795,Tajny_pakt__Odetna_handel_podrobkami_wraz_z_internautami_.html
04.2010 – strony ujawniają tekst dokumentu
[…] Piotr Szafruga, ACTA z szerszej perspektywy […]
[…] P. Szafruga, ACTA z szerszej perspektywy […]