BARBARA MARCINKOWSKA
Państwa latynoskie zdają się posiadać własną odmianę demokracji. Silne tradycje republikańskie, skłonność do uciekania w populizm, wszechobecna amnestia wobec byłych polityków zajmujących najważniejsze stanowiska państwowe – wszystko to składa się na obraz demokracji w państwach latynoskich jaki jawi się przed naszymi oczami. Oto, przy okazji niedawnych wyborów prezydenckich i parlamentarnych w Peru, mogliśmy się o tym przekonać ponownie.
W drugiej turze wyborów prezydenckich (czerwiec 2011) stanęli naprzeciw siebie: Keiko Fujimori – córka Alberto Fujimoriego, byłego prezydenta Peru, i Ollanta Humala – uczestnik militarnego powstania przeciwko Fujimoriemu w 2000 roku. Powiązania wydają się być równie skomplikowane jak wątki popularnych latynoskich telenowel. Rzeczywistość jest jednak jeszcze ciekawsza niż się wydaje.
Pierwsza tura wyborów odbyła się w kwietniu br. Żaden z jedenastu kandydatów nie otrzymał wtedy wymaganej bezwzględnej większości głosów. W wyścigu po prezydenturę pozostało więc dwoje „politycznych weteranów”: Keiko, która za czasów prezydentury swojego ojca (1990-2000) pełniła rolę Pierwszej Damy oraz Ollanta – były wojskowy, kandydat na prezydenta w 2006 roku (zajął wtedy drugie miejsce), socjalista i nacjonalista. Bardzo ciekawym wydaje się być kontekst polityczny tego starcia. Keiko Fujimori, stojąca na czele Sojuszu dla przyszłości, popierana była przede wszystkim przez klasę średnią i środowiska biznesowe. Jej porażka w drugiej turze odbiła się na notowaniach giełdowych. Giełda w Limie zanotowała wtedy ponad 10% spadek.
Czy to dużo? Czy to gwałtowna reakcja na wynik wyborów? Odpowiedź na te pytania pozostawiam zaniepokojonym ekonomistom, mnie, jak już wspomniałam, bardziej interesuje kontekst społeczno – polityczny. Ciekawym zjawiskiem jest bowiem sam fakt, że córka byłego prezydenta, który zakończył swoje urzędowanie w dość dramatyczny sposób (ucieczka z kraju, pozbawienie stanowiska przez Parlament), a obecnie odsiadujący wyrok 25 lat pozbawienia wolności za korupcję i zbrodnie przeciwko ludzkości, zdobyła w ogóle tak duże poparcie, iż pozwoliło jej to na start w drugiej turze, w której jej porażka również nie była miażdżąca (zdobyła ponad 48% głosów).
Czy tak duże poparcie zawdzięcza jedynie głosom ekonomistów? Oczywiście, że nie. W kampanii wyborczej odwoływała się do polityki swojego ojca, tego, który dwa lata wcześniej został skazany za przestępstwa popełnione właśnie podczas swojej prezydentury. Znaczną część jej elektoratu stanowili jednak ludzie, którzy z sentymentem wspominali czasy rządów „Chińczyka”*. Trzeba przyznać, że miały one kilka spektakularnych sukcesów: zwycięstwo w walkach ze Świetlistym Szlakiem, poprawa sytuacji gospodarczej, dobre relacje z Japonią i Stanami Zjednoczonymi. Jednak tak poważny wyrok, zwłaszcza po medialnym procesie, zdawałby się przekreślać szanse byłej Pierwszej Damy na zwycięstwo. Tak się jednak nie stało. Z wynikiem ponad 20% poparcia przeszła do drugiej tury, a w niej przegrała niewielką różnicą głosów.
Czy jest to specyfika typowo latynoamerykańska? Czy taki kandydat miałby szanse w Polsce? Co prawda ostatnie wydarzenia pokazały nam, że w wyborach do Senatu wygrać może osoba obciążona poważnymi zarzutami, ale sytuacja jest jednak zupełnie inna. Po pierwsze, senator Stokłosa nie został skazany, po drugie – zarzuty są innej natury. Łatwiej wybaczyć korupcję niż zarzuty naruszania praw człowieka.
Keiko jednak nie wygrała. Pokonał ją Ollanta Humala, były wojskowy, obecny przywódca Peruwiańskiej Partii Nacjonalistycznej. Odwieczny pojedynek – kandydatka liberalnej gospodarczo prawicy zmierzyła się z lewicowym populistą. Jego elektorat okazał się silniejszy. Ollanta, tak jak podczas wyborów w 2006 roku, odwoływał się przede wszystkim do ludności indiańskiej i do biednych warstw społecznych. Obiecywał podniesienie podatków dla firm zagranicznych działających w sektorze wydobywczym i przeznaczenie tak pozyskanych funduszy na programy socjalne.
Mamy więc zwycięstwo socjalisty – socjalisty, którego poglądy jeszcze pięć lat temu uważane były za zbyt radykalne. Socjalisty, który – nauczony doświadczeniem poprzedniej kampanii – złagodził nieco ton swoich wypowiedzi i dzięki temu, nie rezygnując z poprzedniego elektoratu, zdobył pozostały, potrzebny do wygranej. Powrót rządów lewicowych po wieloletniej przerwie (ponad trzydzieści lat) jest zresztą wyrazem pewnej tendencji w polityce latynoamerykańskiej. Obecnie większość państw Południowej Ameryki kierowana jest przez socjalistyczne, a często populistyczne rządy. Jest to też przejaw ogólnej zasady panującej w polityce, zwłaszcza polityce latynoamerykańskiej: ludzie lubią zmiany. W sytuacji gdy społeczeństwo jest silnie spolaryzowane, a jego największą część stanowią biedne klasy społeczne – wyborcy dają się ponieść chwytliwym hasłom i deklaracjom politycznym, po czym rozczarowani odbierają władzę rządzącym i dają szansę komuś innemu.
Nam pozostaje jedynie pogratulować zwycięzcy i zazdrościć Peruwiańczykom ponad osiemdziesięcioprocentowej frekwencji…
* Przezwisko “Chińczyk” zostało nadane Fujimoriemu podczas jego pierwszej kampanii wyborczej. Odnosi się ono do jego azjatyckiego pochodzenia, choć przodkowie Fujimoriego pochodzą nie z Chin, a z Japonii.