Gospodarka Program Wolnościowy UE

Euroemerytura

ANNA DZIUBDZIELA

Komfort pracy europosła pozostawia wiele do życzenia. Ciągła niepewność wynikająca z braku stabilności zatrudnienia (oczywiście w długiej perspektywie, bo patrząc w krótkim dystansie GWARANTOWANE 5 lat i to bez żadnych okresów próbnych, to ‘umowa o pracę’ godna pozazdroszczenia), a co więcej świadomość, że ewentualne ‘przedłużenie kontraktu’ (czyt. wybranie na kolejną kadencję) uzależnione często będzie nie od wyników jakże ciężkiej pracy jednostki, a widzimisię wyborców, nie stanowią wesołej perspektywy.

Wychodząc naprzeciw tym niekwestionowanym niedogodnościom, wynikającym z piastowania stanowiska w strukturach europejskich, Unia jak rasowy pracodawca kusi całą gamą atrakcji i przywilejów pracowniczych. Obok wysokich pensji i różnego rodzaju dodatków m. in. na prowadzenie biura, opłacenie asystentów czy podróże, każdy europoseł otrzyma także odprawę i dożywotnią emeryturę.

Fundusz Emerytalny dla eurodeputowanych założony został w 1989 roku, a przynależność do niego była dobrowolna. W praktyce oznaczało to, że każdy parlamentarzysta sam mógł zadecydować o tym, czy chce odprowadzać składki, a tym samym zasłużyć sobie na unijną emeryturę, czy też nie. Mimo licznych kontrowersji i głośnej krytyki funduszu, cieszył się on sporym zainteresowaniem (notabene zwłaszcza wśród Polaków spośród których aż 81 % skorzystało z dobrodziejstw systemu), co nie dziwi w obliczu faktu, iż za każde 1200 euro wpłacone na rachunek przez europosła, Parlament Europejski dorzucał skromne 2400 potrajając tym samym wpływy do funduszu.

System ten zmienił się jednak w czerwcu 2009 roku, kiedy to obok jednakowej pensji dla każdego eurodeputowanego, wprowadzono także ujednolicone emerytury. Ciężko orzec na ile przyczynił się do tego kryzys finansowy i olbrzymie straty funduszu, a na ile przeświadczenie, że system wymaga reformy, gdyż każdemu parlamentarzyście, bez względu na to czy na swoją emeryturę łożyć chce czy nie, po prostu się ona należy. Z drugiej strony, ponieważ emerytury wypłacane będą teraz z unijnego budżetu, a to do niego trafia podatek dochodowy od pensji europosłów, można założyć, iż siłą rzeczy każdy z nich odkłada teraz na swoją przyszłą emeryturę, a system z dobrowolnego zmienił się w obowiązkowy. Inna sprawa, że odprowadzanie podatku do budżetu, z pensji wypłaconej z budżetu, w celu pokrycia kosztów emerytur również płaconych z budżetu to kuriozum, którego nie wymyśliliby nawet w Polsce.

W obecnym systemie prawo do emerytury przysługuje każdemu, kto w swoim życiu sprawował mandat europosła, a jedynym warunkiem jest ukończenie 63 roku życia. Od tego momentu emerytura wypłacana jest dożywotnio i wynosi ona 3.5% wynagrodzenia za każdy przepracowany rok w Parlamencie Europejskim i dodatkowo 1/12 tej kwoty za każdy kolejny miesiąc, przy czym wysokość emerytury nie może stanowić więcej niż 70% wynagrodzenia (by osiągnąć taką wartość mandat sprawowany musiałby być jednak przez 40 lat, czyli 8 kadencji PE*).

W praktyce oznacza to, że im dłużej pracowało się w unijnych strukturach tym wyższą emeryturę można otrzymać, ale już nawet jedna kadencja w Brukseli uprawnia do świadczeń do końca życia na poziomie powyżej 1300 euro*, co jak na warunki panujące w większości krajów tzw. nowej Unii stanowi bardzo przyzwoite zabezpieczenie na starość, a w krajach ’15stki’ atrakcyjny dodatek do emerytury krajowej. Warto bowiem nadmienić, że świadczenia unijne wypłacane są całkowicie niezależnie od innych emerytur nabytych przez europosłów w ich kraju ojczystym lub innych państwach. Zresztą bardzo słusznie. Każdemu podatnikowi, płacącemu składki emerytura się od państwa należy, a że mu pracodawca chce dać dodatkową to tylko jego szczęście. Szkoda jednak, że zobowiązanie Unii Europejskiej w stosunku do swoich pracowników brzmiące ‘…i że Cię nie opuszczę, aż do śmierci’ finansowane jest z naszych pieniędzy. Oczywiście nie dosłownie. Oficjalnie ze składek odprowadzanych od pensji europosła, ale że ta pensja jako całość, to i składki również pochodzą z kieszeni obywateli Unii to konkluzja jest prosta. I mimo że idea finansowania emerytur przez pracodawców sama w sobie nie jest zła, nie sposób nie zauważyć, iż hojne gesty przychodzą najłatwiej tym, którzy nie łożą na nie z własnych pieniędzy.

Podane wartości stanowią wyliczenia własne na podstawie danych liczbowych pochodzących ze strony Parlamentu Europejskiego: http://www.europarl.europa.eu/parliament/expert/staticDisplay.do?id=39