Bezpieczeństwo międzynarodowe Dyplomacja Europa Środkowa i Wschodnia Społeczeństwo

Rosyjska ‘soft power’ czy propaganda?

ANITA SĘK

“Russian Soft Power: The Evolution of a Strategy” to tytuł spotkania zorganizowanego przez Carnegie Endowment for International Peace w Brukseli dnia 8 września 2011 r. z autorami raportu Russian Soft Power in the 21st Century: An Examination of Russian Compatriot Policy in Estonia, Heather Conly z Center for Strategic and International Studies (CSIS) i Theodorem P. Gerberem, profesorem socjologii na amerykańskim Uniwersytecie Wisconsin-Madison.

Jak wszystkie wydarzenia z Rosją w tle, i to zgromadziło kilkudziesięcioro słuchaczy. Obok urzędników unijnych instytucji i innych organizacji międzynarodowych, na sali zasiedli także przedstawiciele stałych misji przy UE, dyplomaci, dziennikarze i działacze brukselskich think-tanków, w tym z Centrum Inicjatyw Międzynarodowych.

Już sam fakt stwierdzenia istnienia rosyjskiej soft power może być ciekawostką. Znana raczej z posunięć w sferze twardego bezpieczeństwa i ‘twardej władzy/mocy’ (hard power) Federacja Rosyjska nie istnieje w świadomości obserwatorów polityki zagranicznej jako mocarstwo stawiające na dyplomację publiczną. Autorzy raportu starali się jednak udowodnić, że strategię ‘miękkiej siły’ Rosja posiada, a co więcej, że obserwowana jest nawet pewna jej ewolucja… W odróżnienia jednak od słynnej definicji Josepha S. Nye’a Jr. (the ability to get what you want through atraction rather than coercion or payment) , rosyjska soft power ma na celu nie tyle przyciągnięcie swą atrakcyjnością (kulturową, językową, historyczną, turystyczną, ekonomiczną itd.) innych narodów do siebie, co raczej jest skierowana tylko i wyłącznie do rosyjskiej diaspory, liczącej ok. 35 mln. Ponad połowa z tej niebagatelnej liczby zamieszkuje kraje byłego ZSRR i to do nich skierowane są działania z zakresu rosyjskiej dyplomacji publicznej.

Trącących bardziej soft propagandą niż soft power narzędzi Moskwa nie wymyśliła sama, lecz wzorowała się na przodujących w soft power zachodnich rządowych instytucjach: British Council, Goethe Institut czy Alliance française. W użyciu są więc wszystkie dostępne zintensyfikowane do granic możliwości środki: organizacje (quasi?) pozarządowe jak Russkij Dom czy Fundacja Russkij Mir, które organizują letnie kolonie dla dzieci i młodzieży, media indoktrynujące patriotycznie, partie polityczne otrzymujące finansowe wsparcie od rosyjskich przesiębiorstw (np. kolei państwowych). W akcję, zwłaszcza na Ukrainie, zaanagżowany jest także kościół prawosławny. Rosjanie sięgają nawet po hasła obrony podstawowych praw człowieka i obywatela: trudno ocenić, jaka część z 98% skarg składanych przez Estończyków pochodzenia rosyjskiego na Tallin jest inspirowana z Moskwy, ale autorzy raportu oceniają, że nie jest to część mała.

Realizacja “krajańskiej polityki” (compatrior policy, tłum. frywolnie własne) wiedzie do konfrontacji rosyjskiej diaspory z narodem danego państwa. Głównym punktem zapalnym jest wspólna historia, w tym głównie ocena roli ZSRR po drugiej wojnie światowej. Separacja i izolacja rosyjskiej diaspory jest dla Moskwy korzystna, gdyż zamraża i utrzymuje niestabilną sytuację w państwach ościennych, pozostawiając otwartą drogę rosyjskim politycznym i ekonomicznym wpływom i naciskom na dany kraj. Działanie to jest widoczne nie tylko w separatystycznych reżimach-protektoratach (gruzińskich) Abchazji i Osetii Południowej i (mołdawskiego) Naddniestrza, ale i w autonomicznym ukraińskim Krymie, a także w krajach nadbałtyckich, w których mniejszość rosyjska stanowi widoczną i głośną część spoleczeństwa (w Estonii 25%). Ze względu na nieznajomość języka jest to część nie dopuszczona do estońskiego czy łotewskiego obywatelstwa, i w ten sposób pozbawiona większości praw politycznych i obywatelskich, co więcej część gorzej wyedukowana i częściej dotknięta patologią i bezrobociem. W efekcie według raportu, aż 3 na 4 rosyjskich Estończyków w ogóle nie interesuje to, co dotyczy Estonii. Świat stworzony im przez rosyjką soft power jest jedynym dostępnym im światem i światem jedynym, w którym się odnajdują. W ten sposób błędne koło wykluczenia i przywiązania do rosyjskich przekazów się zamyka… Na przykładzie konfilktu Izraelczyków i Palestyńczyków antropolog Gregory Bateson nazwał taką sytuację „łańcuchem schizmogennym” – sekwencję akcji i reakcji, w której każdy kolejny krok pogłębia zacietrzewienie powaśnionych stron i przepaść je dzielącą.

To, co najbardziej jednak zaskakuje, to fakt, że badanie na grupie 3000 osób (po 1000 etnicznych Estończyków i rosyjskich Estończyków zamieszkujących Estonię oraz 1000 Rosjan z Rosji) zostało przeprowadzone nie na przypadkowej grupie ogólnej, lecz na młodym pokoleniu, nie pamiętającym czasów komunizmu i ZSRR w wieku 16-29 lat, a więc takim, które powinno być wolne od uprzedzeń i które od 7 lat żyje w zjednoczonej Europie. Tymczasem zmory przeszłości są kultywowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie, a młodzi Estończycy pochodzenia rosyjskiego nie są ani o jotę bliżej Estończyków niż ich rodzice czy dziadkowie. Stwierdzenie, że 26% z nich identyfikuje się z Estonią jako miejscem pochodzenia i życia, pozostawia co prawda pewną nadzieję na poprawę sytuacji. Jest ich jednak tylko o 1% więcej niż tych, którzy przede wszystkim chcieliby się widzieć jako obywatele Federacji Rosyjskiej.

Dlatego autorzy raportu pokusili się o – moim zdaniem dosyć lakoniczne i zbyt blado naszkicowane – rekomendacje dla rządów estońskiego i rosyjskiego. Uważają oni, że Tallin robi zbyt mało by zbliżyć do siebie te dwie tak odległe sobie mentalnie grupy społeczne. Integracja młodych zarówno na polu kulturowym, jak i włączenie ich w ekonomiczno-społeczną prosperitę z unijnych funduszy jest konieczna i musi nastąpić jak najszybciej, jeśli Estonia nie chce dopuścić do pogłębienia podziału i w efekcie może i nawet rozpadu państwa. Moskwa zaś powinna się zastanowić, czy prowadzona przez nią polityka separatyzmu przyniesie jej diasporze w dłuższym okresie rzeczywistą ochronę i dobrobyt.

Bądźmy jednak szczerzy: czy Rosja będzie kiedykolwiek gotowa zrezygnować z posiadania jakichkolwiek wpływów?

2 Responses

  1. Kraje bałtyckie to chyba ogólnie mają problem z integracją wszelakich mniejszości – chociażby casus Polaków na Litwie, nie sądzisz, że przydało by się jakieś przeformułowanie polityki wewnętrznej by zachęcić mniejszości do większej identyfikacji z państwem? Swoją drogą wydaje się to być niezwykle skomplikowane, w Polsce uniknęliśmy takich problemów chyba tylko dzięki (ZBYT) drastycznym środkom zastosowanym po I WŚ i w trakcie II 🙁

Comments are closed.