Europa Europa Środkowa i Wschodnia Wybory

Mołdawia wybiera prezydenta

KINGA JAROMIN
Igor Dodon

W najbliższą niedzielę (30 października 2016 roku) pierwszy raz od 1996 roku w Republice Mołdawii odbędą się bezpośrednie wybory prezydenckie. Po kontrowersyjnej decyzji sądu konstytucyjnego z 4 marca 2016 roku[1] i wyjątkowo krótkiej kampanii wyborczej (trwającej miesiąc) obywatele Mołdawii zdecydują, kto spośród prawie dziesiątki kandydatów godny jest tego urzędu, a przy tym pewnej dozy zaufania. Warto bowiem podkreślić, że bezpośredni wybór prezydenta był ważnym punktem na liście żądań uczestników protestów, które trwały w Mołdawii na przełomie 2015 i 2016 roku. Choć Mołdawianie generalnie nie obdarzają dużym zaufaniem polityków, to w tym przypadku liczą na zmianę. W związku z tym prezydentem zostanie najpewniej reprezentant opozycji. Obecnie sondaże największe szanse dają Igorowi Dodonowi reprezentującemu Partię Socjalistów oraz liderce proeuropejskiego obozu Mai Sandu (głowie partii PAS – Partidul Acțiune și Solidaritate). Wydaje się zatem, że znów decyzja zapadnie między wschodem i zachodem. A może sytuacja jest bardziej skomplikowana?

Kogo wybrać? Przegląd kandydatów

Prezydencki wyścig rozpoczął się 30 września, kiedy to skończył się proces rejestracji kandydatów i dostarczania podpisów. Do boju przystąpiło 16 osób, reprezentujących zarówno największe mołdawskie partie polityczne, jak i pomniejsze platformy, a także kilku kandydatów niezależnych. Od początku nie było jednak wątpliwości, że liczyć będzie się tylko czterech: Igor Dodon z Partii Socjalistów, Marian Lupu reprezentujący Partię Demokratyczną, Maia Sandu z partii PAS oraz Andrei Nastase, przywódca mołdawskich protestów i partii Platforma Godność i Prawda (PPDA). Pierwszy reprezentuje kierunek prorosyjski, drugi wywodzi się z “proeuropejskiej koalicji”, która rządzi Mołdawią od 2009 roku i jest oskarżana przez obywateli o doprowadzenie kraju na skraj przepaści, a pozostała dwójka to politycy, którzy znaleźli się na szczycie wskutek protestów i są nadzieją demokratycznych proeuropejskich (nie tylko z nazwy) kręgów na dokonanie zmian w kraju.

Choć wybór może wydawać się oczywisty, to nie jest taki dla Mołdawian. Trudno bowiem wskazać na osobę, która będzie w stanie rzucić wyzwanie Vladowi Plahotniucowi – potężnemu oligarsze, którego podejrzewa się o faktyczne rządzenie państwem poprzez wpływy w polityce i sądownictwie. Najsilniejszą osobowość tych wyborów – Igora Dodona podejrzewa się o faktyczny cichy sojusz z oligarchą, podobne oskarżenia niektórzy wysuwają w stronę Mai Sandu. Natomiast Marian Lupu od początku był oficjalnym kandydatem oligarchy, przez co mógł liczyć na najmniejsze poparcie z tej czwórki.

Podjęcie odpowiedniej decyzji utrudniają dodatkowo działania władz, które można podejrzewa? o sprzyjanie pewnym kandydatom (Lupu i Dodonowi) oraz o blokowanie młodego elektoratu (konieczność głosowania w swoim miejscu zamieszkania w przypadku studentów). Swój udział w całym procesie mają także media, w dużej mierze kontrolowane przez Plahotniuca, które przedstawiają rzeczywistość na swój własny sposób.

Wielcy nieobecni

W miarę jak kampania wyborcza postępowała, zaszły pewne bardzo istotne zmiany, które związane były głównie z rezygnacją kolejnych kandydatów. Co ciekawe, wspomniana wcześniej czwórka najważniejszych skurczyła się do dwójki. Andrei Nastase wycofał się w połowie października, tłumacząc swoją decyzję “miłością do kraju” i chęcią zwiększenia szans proeuropejskich się na zwycięstwo. Rzeczywiście propozycje wystawienia tylko jednego kandydata proeuropejskiej opozycji pojawiały się już wcześniej, jednak partii PAS i PPDA nie udało się dojść do porozumienia. Wydaje się, że Nastase obserwując wyniki sondaży, które dawały Sandu większe szanse na sukces, zdecydował się ustąpić, tym samym ratując proeuropejską opozycję od oskarżeń o podziały i ambicje polityczne w miejscu szczerych chęci na dokonanie zmian w kraju.

Jednak nie było to jedyne zaskoczenie kampanii wyborczej, albowiem 26 października podobną decyzję ogłosił Marian Lupu. Co ciekawe, on również poparł Maię Sandu tłumacząc, że Mołdawia potrzebuje proeuropejskiego prezydenta, który będzie w stanie współpracować z parlamentem i to Sandu ma największe szanse na pokonanie Dodona.

Wydaje się, że to kolejny sposób szefostwa Partii Demokratycznej na zapewnienie swoich sojuszników na Zachodzie, że zależy im na demokratycznych zmianach w Mołdawii. Taki manifest pomoże utrzymać wsparcie dla Plahotniuca, który kreuje siebie i swoją partię na gwarancję utrzymania proeuropejskiego kursu Mołdawii. Jego spotkania z wysokimi urzędnikami z USA, czy UE, a nawet pełen zapewnień o europejskości Mołdawii artykuł napisany dla Politico to kolejne kroki, które mają składać się na taki “pozytywny” wizerunek.

Kolejnym wielkim nieobecnym jest Renato Usatîi, lider Naszej Partii, który nie mógł wziąć udziału w wyborach ze względu na swój młody wiek i kontrowersje wokół jego osoby. Był główną postacią aktywnych protestów ze stycznia 2016, a obecnie (od 25 października) jest poszukiwany w związku z próbą zabójstwa swojego byłego partnera biznesowego i przebywa w Moskwie. To z pewnością ograniczy jego wpływ na mołdawską politykę w bliskiej przyszłości.

Niektórzy za istotną nieobecność na karcie do głosowania uważają także samego Vlada Plahotniuca, o którym sporo mówiło się, że chce usankcjonować swój wpływ na rządy w Mołdawii poprzez pełnienie ważnego stanowiska. Jednak z wyjątkowo niskim poparciem społeczeństwa, oligarcha nie miał szans na zwycięstwo, nawet w przypadku popełnienia silnego fałszerstwa.

Wybór między Wschodem a Zachodem?

Taki obrót spraw, który w zasadzie ogranicza wybór do proeuropejskiej Mai Sandu i prorosyjskiego Igora Dodona przywołuje skojarzenia odwiecznego wyboru Mołdawii między Wschodem a Zachodem. Dodon sprawi, że Mołdawia zbliży się do Rosji, natomiast Sandu jest gwarancją utrzymania proeuropejskiego kursu kraju. Jednak to tylko iluzja, która nie oddaje prawdziwych potrzeb mieszkańców Mołdawii. W kraju, gdzie poziom życia jest bardzo niski, emigracja utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, a korupcja jest powszechna, to nie geopolityka powinna decydować o najważniejszych problemach. Wydaje się, że wraz z protestami z 2015 i 2016 roku Mołdawianie to zrozumieli i w tych wyborach zagłosują za tym, co wydaje im się pewniejszym sposobem na poprawienie wewnątrznej sytuacji kraju.

Znaczenie ma także sposób postrzegania kandydatów poprzez ich prawdopodobne relacje z Vladem Plahotniuciem. Paradoksalnie, poparcie Partii Demokratycznej (której członkiem jest oligarcha) dla Mai Sandu może jej poważnie zaszkodzić, bo sugeruje, że jest kandydatem preferowanym przez potężnego biznesmena. Sandu zareagowała natychmiast i na wspólnej konferencji z Nastase zasugerowała, że to “gierki” oligarchy, który chce doprowadzić do zwycięstwa Dodona już w pierwszej turze. Obawa, że któryś z kandydatów może być tylko marionetką w rękach Plahotniuca, a wybory doprowadzą do umocnienia jego pozycji, jest silna, co tylko demonstruje, w jak paranoiczny sposób wielu Mołdawian postrzega politykę, w pewnym sensie spodziewając się tego, że zostaną oszukani.

Ponadto na wynik wyborów może wpłynąć także ich nieuczciwe przeprowadzenie, przy czym niekoniecznie oczywiste fałszerstwa, ale raczej wywieranie wpływu, zastraszenie utratą pracy, czy medialne manipulacje. Z tego powodu wcale nie jest łatwo przewidzieć, kto okaże się zwycięzcą. Nie łatwiej jest odkryć, co dokładnie planuje Vlad Plahotniuc, choć prawdopodobnie ma wobec tych wyborów jakieś konkretne plany.

* * *

Choć pozycja prezydenta w Mołdawii tradycyjnie nie jest silna, to z pewnością zmieni się to po tegorocznych wyborach. Przyszły prezydent będzie posiadać spory kapitał społeczny, a przy tym silną osobowość, która nie pozwoli mu/jej na odgrywanie podrzędnej roli. Swoją pozycję przyszła głowa państwa z pewnością wykorzysta do zdobycia dobrego wyniku w wyborach parlamentarnych, które mają odbyć się w 2018 roku i które dadzą prawdziwą władzę. Niezależnie od wyniku wyborów, można  zatem spodziewać się rozgrywek na szczycie, które zapewne nie przyniosą obywatelom wiele dobrego.

Sama końcówka kampanii wyborczej jest bardzo dynamiczna i kolejne dni z pewnością przyniosą wiele interesujących zwrotów akcji, które warto śledzić.


EDIT:

31/10/2016 at 00:40

Wybory zakończyły się zdecydowanym zwycięstwem Igora Dodona (Paria Socjalistów Republiki Mołdawii). Drugie miejsce zajęła Maia Sandu z wyraźną przewagą nad pozostałymi kandydatami. Pierwsze wyniki wskazywały, że Igor Dodon zdobył 55% głosów, co oznaczałoby wygraną w pierwszej turze. Potem jednak w procesie zliczania głosów jego przewaga malała, rosły zaś wyniki Sandu. Obecnie, po zliczeniu 97.7% głosów, Igor Dodon prowadzi z wynikiem 48.7%, podczas gdy Maia Sandu osiągnęła wynik 37.9%. Oznacza to, że wciąż jest szansa na drugą turę wyborów, której faworytem będzie kandydat socjalistów.

Zaktualizowane wyniki wyborów można obserwować na stronie: http://agora.md/live/1524/live–30-octombrie-2016-alegeri-prezidentiale-in-republica-moldova


EDIT:

14/11/2016 at 20:29

W drugiej turze wyborów, która odbyła się 13 listopada zwyciężył kandydat Partii Socialistów – Igor Dodon – z wynikiem 52,18%.

Źródło: http://cec.md/r/procese-verbale/prezidentiale-t2-2016/


Zdjęcie: Igor Dodon, wikimedia commons, Licencja CC

[1]Decyzja zakwestionowała zmiany w konstytucji sięgające 2000 roku i to mimo że Sąd już raz rozpatrywał tę sprawę; zob:  https://jamestown.org/program/controversial-ruling-by-moldovas-constitutional-court-reintroduces-direct-presidentialelections/#.VuAZ6px97IU


Przeczytaj też:

K. Jaromin, Rewolucji nie będzie. Antyrządowe protesty w Mołdawii

K. Jaromin, Co naprawdę dzieje się w Mołdawii?

K. Jaromin, Rumunia: Czy zmiana systemu jest możliwa?


Kinga Jaromin Członek CIM, absolwentka Centrum Europejskiego UW ze specjalizacją polityka zagraniczna UE. Wolontariuszka EVS w Republice Mołdawii (2014), dziennikarka EurActiv.pl (2015) oraz stażystka think tanku Romanian Center for European Policies w Bukareszcie (2015). Interesuje się polityką wschodnią UE oraz sprawami wewnętrznymi krajów Europy Wschodniej.