Gospodarka Polska UE

Czy i kiedy Polska powinna wejść do strefy euro? (cz. 2)

RAFAŁ BILL, Program Wolnościowy

fot. ZBPoniższy artykuł jest drugą częścią rozważań dotyczących wejścia Polski do kolejnego etapu Unii gospodarczo-walutowej, określanej jako strefa euro. Poprzednio zostały przedstawione i omówione potencjalne korzyści i szanse, jakie kraj nad Wisłą może uzyskać w momencie akcesji do wspólnego obszaru walutowego. Przyszła kolej na drugą stronę medalu – koszty i zagrożenia związane z euro. Omówione w następnych akapitach zagadnienia na pewno nie wyczerpują w pełni tematu, jednak pozwalają na prowadzenie debaty publicznej nad ważną decyzją, jaką jest akcesja do eurogrupy.Przed lekturą poniższego artykułu wysoce rekomendowane jest zapoznanie się z jego pierwszą częścią, ponieważ od razu przeskoczę do konkretów, a więc tabeli podsumowującej bezpośrednie (krótkookresowe) koszty oraz pośrednie (średnio- i długookresowe) zagrożenia. Różnica pomiędzy nimi dotyczy prawdopodobieństwa ich wystąpienia – poniesienie bezpośrednich i krótkookresowych kosztów jest bardziej prawdopodobne niż pojawienie się zagrożeń w dłuższym okresie.

 Tab.1 Koszty i zagrożenia przystąpienia Polski do strefy euro

Bezpośrednie oraz krótkookresowe

Koszty Koszty wprowadzenia euro do obiegu

Krótkookresowe efekty cenowe

Koszty spełnienia kryteriów konwergencji

Pośrednie oraz średnio- i długokresowe

Zagrożenia Nieoptymalny kurs konwersji

Ryzyko pogorszenia konkurencji

Różnice inflacyjne

Ryzyko wzrostu cen aktywów

Utrata niezależnej polityki monetarnej i kursowej

Źródło: opracowanie własne na podstawie Zespół analityków NBP, Raport na temat pełnego uczestnictwa Rzeczypospolitej Polskiej w trzecim etapie Unii gospodarczej i walutowej, Warszawa 2009.

Podobnie jak w pierwszym artykule, wykorzystałem dane historyczne do analizy porównawczej wybranych krajów należących do lub pozostających poza strefą euro w celu weryfikacji powyższych prognoz dotyczących kosztów i zagrożeń akcesji.

Zacznijmy od liczb bezwzględnych – bezpośrednich kosztów wprowadzenia euro do obiegu, których nie da się ominąć, gdyż jest to również operacja o charakterze technicznym. Koszty poszczególnych instytucji lub sektorów są szacowane następująco (ze raportem NBP):

  • NBP: 0,14% PKB
  • administracja: 0,08% PKB
  • sektor finansowy: ok. 0,3-0,4% PKB
  • przedsiębiorstwa niefinansowe: 0,5% PKB, w tym: mikro: ok. 4,0%,  pozostałe: ok. 0,2-0,4%.

Ogólnie bezpośredni koszt zamiany waluty to wydatek rzędu ~1% PKB. Warto w tym miejscu przywołać korzyść Polski z akcesji do strefy euro, czyli eliminacji ryzyka kursowego, które stanowi ok. 0,4% PKB. Ze względu na pierwotny koszt wprowadzenia euro do obiegu, gospodarka odczuje korzyść z braku ryzyka kursowego dopiero po ok. trzech latach.

Co interesujące, pozostałe koszty i zagrożenia związane z wejściem Polski do strefy euro wiążą się w głównej mierze z takimi zagadnieniami jak: inflacja i wzrost cen, konkurencyjność, wzrost gospodarczy. Są one od siebie silnie zależne.

Krótkookresowe efekty cenowe noszą inną nazwę tzw. efektu cappuccino. Polega on na tym, że w momencie przeliczania waluty narodowej na euro, ceny, przede wszystkim dóbr podstawowych, mogą wzrosnąć. Wynika to z sytuacji, gdy detalista sprzedaje swój towar za 3,80 zł (np. bochenek chleba) i zostanie przyjęty przelicznik 1 euro = 4 zł, to prawdopodobnie nie ustali dokładnej ceny, wynoszącej w przeliczeniu 95 eurocentów, ale zaokrągli tę kwotę do 1 euro. Abstrahuję tutaj nawet od złych intencji sprzedawcy – to po prostu prostsze i wygodniejsze. Generalnie efekt ten występuje, zazwyczaj ma charakter raczej psychologiczny niż realnie wpływa na życie ekonomiczne (nazwa wzięta od włoskiej kawy nie jest przypadkowa).

Dwa zamieszczone wykresy (Wyk.1, Wyk.2) odpowiadają o możliwość wystąpienia krótkookresowych efektów cenowych, ale również dotyczą innych punktów: ryzyka inflacyjnego i ryzyka wzrostu cen aktywów. Wszystkie te punkty związane są z zagrożeniem wzrostu cen po wprowadzeniu euro.

Wyk.1 Poziom inflacji w wybranych krajach starej Unii Europejskiej w latach 2002-2012 inflacja stare krajeŹródło: opracowanie własne

Wyk.2 Poziom inflacji w wybranych nowych krajach członkowskich Unii Europejskie w latach 2006-2012inflacja nowe krajeŹródło: opracowanie własne

Dane zaprezentowane na wykresie (Wyk.1) przedstawiają, jak kształtowała się inflacja w krajach starej Unii Europejskiej, które od początku przyjęły euro. Warto zwrócić uwagę, że w Irlandii i w Hiszpanii oraz, w mniejszym stopniu, we Włoszech wzrosła inflacja, aby w ciągu ok. 12-15 miesięcy powrócić do poprzednich poziomów albo nawet osiągnąć nowe minima (przypadek Irlandii). Na drugim wykresie przedstawione są nowe państwa członkowskie UE, zarówno te, które posiadają wspólną walutę, jak i te pozostające przy narodowym pieniądzu. Wyraźnie widać, że żaden kraj, który przyjął po 2006 r. euro nie zanotował silnego wzrostu inflacji. Niezależnie od nominału środka wymiany obowiązującego na terenie danego kraju, trendy pomiędzy krajami zmierzały w podobnym kierunku.

Kolejne dwa zagrożenia tj. nieoptymalny kurs konwersji oraz ryzyko pogorszenia konkurencyjności są powiązane ze sobą, a także z wartością wprowadzonej waluty i wzrostem cen. Po wejściu Polski do mechanizmu ERM-II kurs waluty nie może wahać się więcej niż 15% od przyjętego poziomu. Po zakończeniu okresu testowego w mechanizmie musi zostać podjęta decyzja, po jakim kursie zostanie wymieniona waluta. Jest to jedna z najważniejszych i najtrudniejszych decyzji. Zbyt wysoki kurs zdusi gospodarką, gdyż straci ona na konkurencyjności. Zbyt niski kurs grozi niekontrolowaną inflacją. Oba zjawiska nie jest łatwo zaobserwować na przestrzeni lat – wg mnie decyzję o poziomie konwersji można ocenić na podstawie dwóch wskaźników: stopy bezrobocia (Wyk.3) i wzrostu gospodarczego (Wyk.4).

 Wyk.3 Stopa bezrobocia w wybranych krajach w latach 2002-2011 bezrobocieŹródło: opracowanie własne

Wyk.4 Wzrost gospodarczy w wybranych krajach w latach 2002-2011 wzrost gospodarczyŹródło: opracowanie własne

Wykresy przedstawiają zarówno stare i nowe kraje członkowskie, zarówno te z walutą narodową, jak i z euro. Przyglądając się obu wykresom, ciężko jednoznacznie określić, że w przypadku którejś z gospodarek pojawił się problem nieodpowiedniego poziomu konwersji waluty na euro, czy wystąpiło zmniejszenie konkurencyjności gospodarki. Wynika to przede wszystkim z momentu wprowadzania euro – w czasie koniunktury. Dopiero po kilku latach okazało się, że m.in. drahma grecka została przeszacowana, kurs konwersji był zawyżony, co było jednym z czynników utraty konkurencyjności gospodarki greckiej.

Ostatnim nieomówionym elementem wprowadzenia Polski do strefy euro jest koszt spełnienia kryteriów konwergencji (kwestia utraty autonomii w polityce monetarnej i kursowej została poruszona w pierwszej części dotyczącej korzyści). Jest to w mojej opinii kwestia, która nie ogranicza się jedynie do płaszczyzny ekonomicznej, przede wszystkim dlatego, że musiałoby nastąpić spełnienie kryterium fiskalnego, tj. zmniejszenie deficytu publicznego. Pozwolę sobie powiedzieć, że w obliczu różnych grup nacisku i prowadzonej polityki ekonomicznej przez kolejne polskie rządy, zadanie to może być utrudnione, choć sytuacja się poprawia (istnieje szansa, że w 2014 r. KE zdejmie z Polski procedurę nadmiernego deficytu).

Innym istotnym kryterium konwergencji jest wspomniane już wejście polskiego złotego do ERM-II. Warto w tym punkcie przywołać historię brytyjskiego funta w ostatniej dekadzie XX w., który podobnie jak inne europejskie waluty znalazł się w systemie stabilizacyjnym. W wyniku ataku spekulacyjnego przeprowadzonego przez fundusz należący do George`a Sorosa Brytyjczycy musieli podjąć bolesną decyzję polityczną i ekonomiczną, wychodząc z ERM-II. W innym wypadku groził im całkowity upadek waluty. Na temat przygotowałem publikację pokonferencyjną (nie jest jeszcze dostepna on-line), ale wystarczy powiedzieć, że polski złoty również może być testowany przez spekulantów, sprawdzających determinację polskiego rządu i Narodowego Banku Polskiego do utrzymania się w paśmie wahań (przyp. 15%).

Zdaję sobie sprawę, że powyższy artykuł oraz jego poprzednia część nie poruszają w wystarczający sposób tematu polskiej akcesji do strefy euro. Raport NBP na ten temat ma ponad 400 stron i już wymaga aktualizacji ze względu na wybuch kryzysu ekonomicznego w USA i Europie. Mam nadzieję, że te dwa artykuły przedstawiły w przystępny sposób kluczowe ekonomiczne aspekty wejścia Polski do strefy i uruchomiły najważniejszy mechanizm: krytycznego myślenia. Wówczas każdy sam odpowie na pytanie postawione w tytule.


Przeczytaj też:

12 Responses

    1. Hm, przyznam się, że to dobry wskaźnik do mierzenia konkurencyjności gospodarki. Mogłem go ująć, zamiast tego znalazło się bezrobocie, które dla mnie jest efektem właśnie wzrostu kosztów pracy po wprowadzeniu euro.

  1. Generalnie, jako autor, mam wrażenie, że potrzebuję napisać jeszcze jeden artykuł pod roboczym tytułem “Przyjęcie euro a kryzys”, ponieważ w koniunkturze wspólna waluta ma sporo zalet, natomiast w kryzysie ujawniają się zagrożenia i brak autonomii monetarnej. Myślę, że następny kryzys (nie mówiąc że ten się jeszcze skończył), wystąpi ok. 2020 r. (ja obstawiam bankę na długu), to akurat wtedy, kiedy chcemy euro przyjmować. W XIX wieku gospodarka USA, a przez to światowa, weszła w recesję trwającą od lat 70. XIX w. do praktycznie wybuchu I wojny światowej, a kolejne kryzys z lat 90., czy początku XX w., wcale nie pomagały w koniunkturze.

  2. Rafał, uważasz, ze decyzja o wprowadzeniu waluty Euro powinna opierać sie przde wszystkim (wyłącznie) na kryteriach ekonomicznych? Czy to w ogóle jest mierzalne (oszacowanie korzyści i strat wynikających z tego tytułu)? Kraje kolejne dwa kraje bałtyckie niebawem przyjmą Euro…jak tam te decyzje były podejmowane?

  3. Marta – trochę cięzko porównywać małe Kraje Bałtyckie które mimo wszystko są bardziej uzależnione od europejskeij gospodarki i Polskę gdzie popyt krajowy jest znacznie większy więc i rynek jest silniejszy. Choć pewnie Rafał wytłumaczy to lepiej 😛

  4. W pierwszej części artykułu tłumaczę, dlaczego opisuję euro przede wszystkim w kryteriach ekonomicznych. W skrócie, w Polsce, gdy wspomina się o euro, to w kontekście gospodarczym, nie politycznym, przedstawiając to niebiański raj, jaki nastąpi na ziemi polskiej po przyjęciu wspólnej waluty. Zazwyczaj nie jest to sprecyzowane i zazwyczaj twierdzą tak eksperci, ale co i jak, to już nikt nie mówi. Ja w końcu zweryfikowałem te słowa w dosyć prosty sposób – oparłem się o wieloletnie dane historyczne. Nie jest to zbytnio naukowe, ale spełnia swój cel – jest konkret.

    Jeśli Polska może stracić ekonomicznie, ale może zyskać politycznie, to powinno to dosyć powiedziane szczerze i prosto. A nie rozmydlane, jak powyżej. W komentarzach do poprzedniego artykułu pisałem, że analiza korzyści i strat pod względem politycznym byłaby ciekawa np. za pomocą teorii gier.

    Basia dobrze mówi ws. małych państw. One generalnie zyskują więcej, ale o Polsce można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest małym krajem. Nawet Grecja to przy nas pikuś (Pan Pikuś ;)).

    Kraje bałtyckie są w ogóle interesującym przykładem – one mają od samego początku uzyskania niepodległości usztywnioną walutę (wpierw marki i dolara, obecnie do euro). Akcesja do wspólnego obszaru walutowego w państwach bałtyckich jest też traktowana jako kolejny etap budowania niezależności od dobrego “przyjaciela”, Rosji. Z kolei np. Słowacja, Słowenia, nie mówiąc już o Malcie czy Cyprze, są na tyle niewielkimi gospodarkami, że wchodząc do unii walutowej, więcej zyskują. Niestety, albo stety, te same mechanizmy dla takiego dużego kraju jak Polska, nie działają tak samo.

    To działa też w drugą stronę. Upadek Grecji, nawet jakby zbankrutowała, to nie powinno wykoleić eurostrefy. Podobnie przypadek Portugalii czy Irlandii. Obecnie Słowenia i Cypr stoją na krawędzi bankructwa, ale nikogo to nie interesuje. Ale gdy Hiszpania ma gorsze dni, to cała unia walutowa drży w posadach. Polska będzie wpływać na eurogrupę tak samo.

  5. A jak to jest z tymi specjalnie powolywanymi komisjami, ktore mialy strzec, by sprzedawcy/producenci nie zawyzali cen? cos takiego na Slowacji wprowadzono, czy wiesz moze o jakichs wynikach?

    1. Słyszałem i czytałem o tym, ale nie sprawdziłem, jakie były efekty prac takich komisji. Jeśli dobrze pamiętam, w innych krajach też to funkcjonowało. Generalnie z tym pomysłem są dwa problemy:
      1) kosztuje, trzeba zatrudnić zastęp ludzi
      2) może być ciężko udowodnić, że wzrost ceny nastąpił na podstawie jej sztucznego zawyżenia, a nie np. wzrostu kosztów produkcji. Na którymś kroku takiego śledztwa sprawdzanie np. niewielkiej piekarni, dlaczego podniosła cenę aż o 10 centów, a nie tylko o 3 centy, zaczyna mijać się z celem.
      Od siebie tylko dodam jeszcze, że na wolnym rynku przedsiębiorca może sobie zażyczyć nawet i milion euro za dany produkt np. chleb, pytanie kto to kupi. Im szybciej splajtuje, tym lepiej dla niego. Problem jest, gdy jest jeden dostawca np. prądu elektrycznego. Ale dlatego właśnie rynek w UE jest “wolny” tylko z nazwy.

      1. Komentarz do własnego komentarza 😉

        W sumie w Polsce na straży cen stoi już kilka organizacji np. UOKiK. Dlatego w przypadku wielkich dostawców np. energii czy ciepła, raczej nie przeszedłby motyw zawyżania cen, ale nazwa wzięła się do cappucino, ulubionego napoju Włochów (kawa we Włoszech wbrew pozorom jest ważniejsza od wina ;)), który jest serwowany w milionach małych kafejek. Nie uregulujesz tego.

  6. Rafale co oznacza zapis:
    “przedsiębiorstwa niefinansowe: 0,5% PKB, w tym: mikro: ok. 4,0%, pozostałe: ok. 0,2-0,4%”? nie rozumiem dlaczego mikro: ok. 4,0% a pozostałe ok. 0,2-0,4%?
    czy koszt ogólny koszt 1% PKB (czyli blisko 16 mld PLN) jest to koszt jednorazowy (jednoroczny)?

    1. Tak, są to koszty jednorazowe związane np. z wprowadzeniem nowych cen. Dodam, że są to szacunki NBP, ale wyglądają na sensowne.

Comments are closed.