Dyplomacja Europa Europa Zachodnia Społeczeństwo UE

Stare dobre małżeństwo? Rysy na niemiecko-francuskim partnerstwie

RAFAŁ ANDRZEJ SMENTEK*

European Council CC22 stycznia 2013 Niemcy i Francja będą obchodzić „złote gody”, czyli pięćdziesiątą rocznicę podpisania Traktatu Elizejskiego. Dokument podpisany wtedy przez Konrada Adenauera i Charlesa de Gaulle’a stał się podstawą do późniejszej ścisłej współpracy obu państw, a następnie objęcia przez nie wiodącej roli w Europie. Obchody mają odbyć się w Berlinie, a wśród przewidzianych atrakcji będzie m.in. wypuszczenie w obieg okolicznościowej monety 2 euro. Oprócz tego, przewidziano wiele spotkań na różnych szczeblach, choć wiadomo, że uwaga będzie się koncentrowała na kanclerz Angeli Merkel i prezydencie Francois Hollande. To ich wypowiedzi będą śledzone i komentowane przez światowe media. Nie wydaje się jednak, aby podczas jubileum nastąpił jakiś przełom. Z obu stron padnie wiele miłych słów i przypomniane zostaną dotychczasowe osiągnięcia. O planach na przyszłość głowy obu państw będą musiały wspomnieć, ale nie należy się spodziewać, że będą to konkretne propozycje. Nikt przecież nie chce psuć uroczystości. Ponadto oba państwa będą chciały wysłać sygnał, iż ich tandem dalej jest silny. W obustronnych stosunkach nie wszystko jest takie, na jakie ma wyglądać.

Duetowi Merkollande daleko do swojego poprzednika złożonego z obecnej kanclerz i byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Wybrany w maju nowy francuski prezydent w kluczowych sprawach zajmuje często odmienne od niemieckiego stanowisko. Przykładem jest tu sposób pomocy zadłużonej Europie. Obecna wizja Berlina przywołuje na myśl wspomnienia pruskiego króla Fryderyka Wilhema I, bowiem najczęściej pojawiającym się tu słowem jest „dyscyplina”. Francuzi stawiają z kolei na politykę prowzrostową, która ma skłonić obywateli do oszczędności, a następnie inwestycji, pobudzając tym samym popyt wewnętrzny. Sytuacja Merkel jest diametralnie inna. RFN gospodarczo uzależniona jest od eksportu i dla niej jednym z decydujących czynników jest stabilność waluty. Jakiekolwiek działania, które pociągałyby za sobą jej osłabienie (a tak może stać się przy polityce wzrostu), połączone z trudnymi do przewidzenia skutkami, muszą być z natury rzeczy odrzucane przez panią kanclerz. To rozróżnienie priorytetów na politykę wzrostu i politykę stabilizacyjną stanowi obecnie główny obszar sporny pomiędzy Berlinem i Paryżem, a wszelkie propozycje szefów obu państw są jedynie tego pochodną.

Kryzys unaocznił też konflikt, który w Unii Europejskiej toczy się niemal od samego jej początku: między federalistami a zwolennikami teorii międzyrządowej. Na pierwszy rzut oka spór o wizję Unii Europejskiej nie wiąże się bezpośrednio ze strategią pomocy Grekom, jednak to właśnie on w znacznej mierze determinuje decyzje Merkel i Hollande’a. Wystarczy spojrzeć na postulowane wcześniej przez Paryż euroobligacje. Niemcy stanowczo odrzuciły francuską propozycję, ale nie wykluczyły samej ich idei, zaznaczając jednak, że przedtem należy ujednolicić politykę fiskalną całej strefy euro. Jeśli przypomnimy sobie do tego niemieckie propozycje zmiany traktatów, to jasne będzie, że dla kanclerz metodą wyjścia z kryzysu i co najważniejsze, zażegnania go w przyszłości, jest ściślejsza integracja, prowadząca do unii politycznej. Francja natomiast, bez względu na orientacje polityczne, niemal z zasady opiera się jakimkolwiek próbom stworzenia federacji w UE i nie przystanie na propozycje tworzenia instytucji i mechanizmów, które by do niej prowadziły. Dyskusje na temat możliwości uwspólnotowienia długu kończą się zawsze na podkreślanej przez Niemcy konieczności wzmocnienia integracji w obszarze polityki fiskalnej. Stąd też zarówno Niemcy jak i Francja przyjęły wspólnie stanowisko, iż Ateny muszą wywiązać się z wcześniej złożonych obietnic. Jest to kompromis, który nie zadowala w pełni żadnej ze stron. Można się spodziewać, że zarysowana wcześniej oś sporu ujawni się jeszcze w przyszłości.

Prawdziwym problemem w ostatnim czasie jest jednak sytuacja gospodarcza Francji, której agencje Moody’s oraz Standard&Poor’s obniżyły ratingi. Sam ten fakt nie jest jeszcze tragedią, ale symptomy, które obserwowane są w Niemczech z dużą uwagą, budzą poważne zaniepokojenie. Kłopoty branży motoryzacyjnej (Renault, Peugeaut), blisko 25% bezrobocie wśród młodzieży, czy 90% zadłużenie to tylko część problemów Paryża. Brytyjski The Economist pisał o bombie zegarowej w samym środku Europy, umieszczając przy tym dosyć sugestywną okładkę ilustrującą bagietki opasane francuską wstęgą z zegarem, co miało przypominać laski dynamitu. Tekst można by uznać za brytyjski głos wyrażający sceptycyzm wobec integracji europejskiej i niemal tradycyjnie niechętny Francji, ale w niemieckich mediach na temat sytuacji gospodarczej zachodniego sąsiada ukazała się cała seria podobnych artykułów.

Krytykowana jest przede wszystkim postawa francuskiego prezydenta, który zdaniem niemieckich dziennikarzy, wstrzymuje niezbędne reformy strukturalne, a w zamian wprowadza takie, które jeszcze pogarszają sytuację jego kraju. Dobrym przykładem jest choćby podwyższenie podatku dla bogatszych, obniżenie wieku emerytalnego, czy zwiększenie ochrony przed wypowiedzeniem. Takie posunięcia rządu tylko zniechęcają potencjalnych inwestorów, a wysoki poziom płacy minimalnej oraz stosunkowo niskie nakłady na innowacyjność w połączeniu z bardzo silną pozycją związków zawodowych sprawiają, że francuskie przedsiębiorstwa straciły na konkurencyjności. W 2011 r. deficyt w handlu zagranicznym wyniósł ok. 70 mld euro, a w tym roku może być nawet gorzej. Symbolem Francji powoli staje się nie dumny kogut, ale ślimak, który ma bardziej odpowiadać obecnej sytuacji Grande Nation. W kraju, który ma rządzić Europą panuje bowiem stagnacja. Nie obyło się też bez bardziej dosadnych sformułowań. Die Welt nazwał Francję krajem żyjącym iluzjami, tłumacząc tym sukces „Amelii” – filmu, w którym przeplata się świat bajki i dziecięcych marzeń.

Przy okazji tych dyskusji często pojawiają się pytania o przyszłość niemiecko-francuskiego tandemu. Wszyscy zdają sobie sprawę, że wciąż jest to najlepsze możliwe rozwiązanie, ale, przynajmniej w Niemczech, nie jest to już gorąca miłość, ale raczej związek z rozsądku. Dla starszej generacji symbol, jakim był Traktat Elizejski w kontekście relatywnie niedawno zakończonej II Wojny Światowej, miał olbrzymie znaczenie. Obecnie patrzy się co prawda na Francję jako na głównego współpracownika, ale spogląda się też na innych potencjalnych partnerów. Takie zachowanie potęguje jeszcze przekonanie, że Francuzi zawiązują powoli w Unii Europejskiej sojusz krajów Południa, do których nawet mentalnie jest im bliżej. W odpowiedzi w Niemczech proponowane jest zintensyfikowanie stosunków z bardziej „germańską” Holandią, Austrią, Danią i Szwecją. Trzeba też wspomnieć, że w tym kontekście często pojawia się Polska, choć jako kraj tak zaciekle przeciwstawiający się zmniejszeniu unijnych funduszy na cele strukturalne nie jesteśmy priorytetowym partnerem.

Wszystkie te dyskusje funkcjonują na razie w sferze medialnej. Politycy niemieccy nie wypowiadają się w podobnym tonie, ale do wspomnianych wcześniej artykułów odniósł się francuski minister finansów Pierre Moscovici, który skrytykował „french bashing” (nagonkę na Francję) w niemieckiej prasie. Pojawienie się serii artykułów o możliwym kryzysie u zachodniego sąsiada RFN to jednak jasny znak dla rządu Angeli Merkel, że Niemcy nie będą tolerować stosunków z Paryżem w obecnym stanie, gdzie Berlin przypomina raczej dojną krowę, niż partnera. Pod tym względem za szczególnie nieodpowiedzialny uznawany był francuski upór w sprawie unijnego budżetu. Niemcy wymagają od Francuzów większej wiarygodności i tylko pod takim warunkiem będą gotowi na dalszą współpracę w dotychczasowym kształcie. Na pewno nie pomogą już miłe słowa i historyczne odwołania, których wiele usłyszymy w styczniu.


*Rafał Smentek  (współpracuje z CIM) absolwent nauk politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i stypendysta programu Erasmus na Ludwig-Maximilians-Universität w Monachium. Zaangażowany w tzw. dziennikarstwo obywatelskie (Wiadomości24.pl, Stosunki Międzynarodowe). Dwukrotny praktykant Fundacji Konrada Adenauera w Polsce. Od marca do lipca 2012 stażysta w ramach Internationales-Parlaments-Stipendium w niemieckim Bundestagu w biurze posła Eckharda Polsa (CDU).

Przeczytaj też:

7 Responses

  1. Jeśli prześledzi się przemówienia Merkel, to takie “unijne” metody będą się często powtarzać, różne są tylko akcenty. Ciekawe jak potoczy się teraz sprawa budżetu UE, bo wtedy Niemcy znowu “zderzą się” z Francją (i Polską). Może zgodzą się na większy budżet w zamian za poparcie odpowiednich przepisów “unijnych”.

Comments are closed.