Bezpieczeństwo Bezpieczeństwo międzynarodowe Europa Zachodnia Stany Zjednoczone

Wielka Brytania w drugiej dekadzie XXI wieku – filar bezpieczeństwa Europy czy strategiczny sojusznik USA?

KAMIL ŁUKASZ MAZUREK

Przez lata Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej postrzegane było za jednego z dwóch (obok Izraela) najważniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych na świecie. Po dziś dzień brytyjscy politycy utrzymują, iż „specjalne relacje”, jakie łączą dawną amerykańską kolonię z wyspiarską metropolią są nadal jedyne w swoim rodzaju i nic nie jest w stanie naruszyć owej ponadczasowej więzi.

Wydarzenia ostatnich lat, takie jak unilateralne decyzje USA w sprawie interwencji w Afganistanie oraz inwazji na Irak, czy też przesunięcie ciężkości amerykańskiej polityki bezpieczeństwa z Atlantyku na Pacyfik, wskazują jednak, że przynajmniej na poziomie strategicznym Stany Zjednoczone w coraz mniejszym stopniu sugerują się zdaniem swojego „specjalnego sojusznika” oraz jego interesami.

Jak jednak można by się spodziewać po politycznych spadkobiercach Lorda Palmerstona, pomimo całego ich werbalnego poparcia dla idei „specjalnych relacji” z amerykańskim hegemonem, brytyjscy decydenci polityczni obrali nowy, wyjątkowo naturalny kurs na zbliżenie z Europą – co nie oznacza jednak z Unią Europejską.

Paradygmat sueski

Brytyjską politykę bandwagoning w stosunku do Stanów Zjednoczonych na dobre rozpoczęły wydarzenia roku 1956, tj. fiasko brytyjsko-francusko-izraelskiej interwencji w Suezie, po której Wielka Brytania uznała (w przeciwieństwie do Francji), że bez USA nie jest wstanie prowadzić skutecznej polityki globalnej. Był to początek okresu, który charakteryzował się bardzo silnym poparciem Wielkiej Brytanii dla Stanów Zjednoczonych i ich rzeczywistą współpracą na wielu polach (choć nie tak wielu jak przez lata chcieli Brytyjczycy), a także próbami równoważenia i krytykowania amerykanów oraz prowadzenia możliwie niezależnej polityki międzynarodowej przez Francję.

Wiele wskazuje jednak na to, że paradygmat sueski dobiega końca i zarówno Zjednoczone Królestwo jak i Republika Francuska próbują na nowo określić swoje miejsce na arenie międzynarodowej : w stosunku do samych siebie, Unii Europejskiej (w szczególności zaś Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony), a także (a może przede wszystkim) USA. Rzeczywiste słabnięcie europejskich mocarstw, budowa europejskiej polityki obronnej i bezpieczeństwa, powrót Francji do wojskowych struktur NATO oraz świadomość polityków z Whitehall, że ich zdolność do wywierania presji na Stany Zjednoczone wyraźnie zmalała w ostatniej dekadzie, doprowadziły do wyraźnego zbliżenia Paryża i Londynu, czego najnowszym akordem są podpisane 2 listopada 2010 roku traktaty o współpracy w dziedzinach bezpieczeństwa i obrony.

Pragmatyczne podejście i entente frugale

Francusko-brytyjska współpraca we wspomnianym zakresie nie jest tak naprawdę niczym nowym i wynika z podobieństwa sytuacji w jakiej znalazły się oba państwa – zarówno biorąc pod uwagę czynniki obiektywne, jak i wynikające z subiektywnych założeń racji stanu. Podobna liczba ludności, zbliżone wydatki na wojsko, bliskość geograficzna, stałe członkostwo w RB ONZ, kolonialna przeszłość, niemal identyczne założenia białych ksiąg, te same zagrożenia bezpieczeństwa, podobna rola w systemie międzynarodowym – to tylko najbardziej jaskrawe przykłady podobieństw pomiędzy Francją i Wielką Brytanią. Co więcej, przez lata współpraca w obszarach bezpieczeństwa i obrony tych dwóch sojuszników była bardzo ścisła, czego egzemplifikacją są liczne programy zbrojeniowe (myśliwiec Jaguar, samolot transportowy Atlas, system rozpoznania artyleryjskiego COBRA – to tylko najbardziej znane przykłady), wspólne misje zagraniczne i szkoleniowe, kooperacja w ramach NATO i WPBiO.

Kolejnym znaczącym krokiem w tej materii było podpisanie w 2010 roku wspomnianych wyżej porozumień, które mają szansę przenieść kooperację na jeszcze wyższy poziom. Umowy zakładają szereg wspólnych programów, z których najbardziej znaczącymi są: wspólny rozwój lotniskowców i możliwość stworzenia wspólnej lotniskowej grupy uderzeniowej; stworzenie sił szybkiego reagowania w sile 10 tys. żołnierzy sił lądowych; znaczące wzmocnienie kooperacji przemysłów obronnych (dalsza wspólna konsolidacja) oraz na polu projektów zbrojeniowych (zarówno całe programy, jak i wspólne zakupy gotowych produktów). Drugi traktat odnosi się z kolei do współpracy w sprawach nuklearnych i przewiduje bezprecedensowy poziom wymiany informacji oraz technologii, wspólne symulacje w ośrodkach francuskich i brytyjskich, a także rozwój niektórych elementów przyszłych typów atomowych okrętów podwodnych. Podpisane porozumienia są wyrazem nowego, pragmatycznego podejścia do współpracy w dziedzinach bezpieczeństwa i obrony, gdyż politycy w obu państwach doszli do wniosku, iż projekty bilateralne mają większą szansę realizacji, aniżeli dotychczasowe, wielostronne podejście pod egidą UE i NATO.

W którą stronę popłyną brytyjskie wyspy?

Podpisane porozumienia i ogólne zbliżenie obydwu mocarstw nie są jednak prostym dowodem na oddalanie się Wielkiej Brytanii od Stanów Zjednoczonych, a należy je postrzegać w szerszej perspektywie współpracy Europy i USA w XXI wieku. Brytyjczycy, dokonując zbliżenia z Francją chcą z jednej strony zachować niektóre, trudne do utrzymania w pojedynkę zdolności obronne, z drugiej zaś pokazać Waszyngtonowi, że nadal są w stanie być wiarygodnym, mogącym wspomagać amerykańskie siły, sojusznikiem (właśnie dzięki tym wspólnym zdolnościom).

Inną, choć nie mniej ważną sprawą pozostaje zaangażowanie Wielkiej Brytanii w budowę europejskich struktur bezpieczeństwa. Tutaj również, pomimo wyraźnego eurosceptycznego podejścia rządzącej Partii Konserwatywnej, nie jest jasne jak będzie wyglądało brytyjskie poświęcenie, gdyż drugi sygnatariusz traktatów – Francja, jest za dalszą budową europejskich zdolności obronnych, choć już z nieco mniejszym entuzjazmem niż jeszcze kilka lat temu.

Jeżeli francusko-brytyjska współpraca okaże się owocna, może to spowodować dwa efekty. Po pierwsze, powstaną w Europie inne tego rodzaju porozumienia, bazujące na dobrych praktykach „złotego standardu” znad Kanału La Manche i tym samym wzmocniona zostanie europejska obrona w ogóle (na co zresztą nalegają same USA). Po drugie zaś, utrzymanie przez Wielką Brytanię i Francję wiarygodnych zdolności obronnych pozwoli pokazać amerykanom, że ich europejscy sojusznicy nadal się liczą i mogą być pomocni, co z kolei umocniłoby amerykańskie przekonanie o wadze sojuszu Europy i Stanów Zjednoczonych. Oba następstwa spowodowałyby z kolei zarówno, przynajmniej częściowe, utrzymanie „specjalnych relacji” Londynu i Waszyngtonu, a także utrwaliły zaangażowanie Brytyjczyków na rzecz budowy zdolności obronnych wespół z pozostałymi państwami Europy.

2 Responses

Comments are closed.