RAFAŁ BILL, Program Wolnościowy
Od kilku ostatnich miesięcy pojawiają się chwile ekonomicznego optymizmu w oceanie panującego pesymizmu. W takich momentach rynki finansowe reagują entuzjastycznie. Najczęściej są to subiektywnie dobre dane i efekt wzrostowy znika już po kilku dniach, jeśli nie godzinach. W poprzednich latach mogliśmy przeczytać, że “już jest lepiej”, “globalny kryzys to przeszłość” lub “gospodarki wróciły na dobry tor”. Tylko, czy rzeczywistość potwierdza te hurraoptymistyczne stwierdzenia z przeszłości?
Nie.
Jakiś czas temu zastanawiałem się tutaj, jakim sposobem gospodarka USA wróciła w realnym ujęciu do poziomu sprzed kryzysu ekonomicznego z 07/08, skoro w USA wskaźnik bezrobocia osiągnął jedną z najwyższych wartości w ciągu kilku dekad. Powstało nawet określenie opisujące to zjawisko: jobless recovery.
Ostatnio trafiłem na ciekawy artykuł na blogu Macieja Samcika, opowiadający o poziomie zamożności.* Wynika z nich, że świat odrobił straty i znowu mamy dużo pieniędzy. Gospodarka europejska wróci do poziomu sprzed kryzysu dopiero w II kwartale 2012 r. (na podstawie prognozy z jesieni 2010 r., a od tego czasu wydarzyło się całkiem sporo w zjednoczonej Europie).
Wciąż zastanawiam się, czym można tłumaczyć powyższy powrót do poziomów sprzed kilku lat. Widocznie w USA, Grecji czy Hiszpanii jest znacznie lepsza sytuacja, niż przekazują media (tutaj można znaleźć znakomite podsumowanie sytuacji 17 państwu eurolandu). Przypomnijmy jednak, zgodnie z nauką ekonomiczną czynnikami wzrostu gospodarczego są: siła robocza, kapitał i technologia.
W ciągu 3-4 lat technologia nie przeżyła rewolucji na miarę XIX wieku. Siła robocza jest podobna, ale w dużej ilości przypadków: bezrobotna, czyli nie wytwarzająca dóbr i produktów. Pozostaje kapitał.
Jak najlepiej tworzyć obecnie kapitał? Niech ta historia odpowie na to pytanie.
Jednak to właśnie wskaźnik realnego PKB (czyli PKB dostosowanego do poziomu inflacji) jest na poziomie z lat 2007/2008. Swoją drogą, dziennikarze dosyć swobodne używają wartości brutto i netto, jakby nie było pomiędzy nimi różnicy. I jeszcze jedna “przypominajka”, magazyn TIME ogłosił koniec kryzysu już w kwietniu 2009 roku.
Czyli jest źle, ale jest dobrze i nie musimy się martwić? Czy jest dobrze, ale jest źle i trochę trzeba się pomartwić? Trzeba w końcu przedstawić jakąś wersję “ciężko pracującym” na Wall Street i protestującym przed giełdą, bo taka huśtawka nastrojów nikomu nie sprzyja. A może jeszcze nie przyszedł moment syndromu dnia następnego i dopiero może być naprawdę źle? USA napędza gospodarkę drukowanym pieniądzem – wyższa inflacja nigdy nie pojawia się “od razu” – zwracają na to uwagę m.in. komentatorzy wykresu z pierwszego linku?
W tej całej sytuacji może mylić się tylko jedna z 2 grup:
– protestujący obywatele, którzy nie dostrzegają dobrobytu
lub
– ekonomiści, politycy i dziennikarze, głoszący tezę o końcu kryzysu i powrotu gospodarek do lat świetności.
A może mylą się jednak obie?
Odpowiedź na pytanie, kto ma rację, pozostawiam Czytelnikowi. Wystarczy śledzić codzienne wiadomości.
______________________
*Dla fanów Azji : tutaj znajduje bardziej szczegółowa analiza na podstawie tego samego raportu
Dziennikarze mylą netto z brutto. Pan myli “poziom” inflacji z poziomem cen. Każdy coś z czymś myli. Może to już nie kryzys? Może to normalny stan rzeczy?
Nie, nie mylę inflacji z CPI, ale celem powyższego artykułu nie jest zastanawianie się nad korelacją CPI z inflacją, więc na potrzeby wpisy używam szerszego pojęcia “inflacja”, zwłaszcza ze to słowo pojawia się tylko raz.