Ameryka Północna Gospodarka Stany Zjednoczone

Czekając na Amerykanów

FILIP DELEŻYŃSKI

Samuel Beckett prawdopodobnie nie zatytułowałby swojej sztuki “Czekając na Amerykanów”, ponieważ uznałby, że nadmiar dramaturgii nie wpłynie pozytywnie na frekwencję. W chwili pisania tego artykułu, amerykański dług publiczny wynosi w przybliżeniu 14,293 bilionów dolarów.

Zważywszy, że dla przeciętnego śmiertelnika jest to liczba ciężka do przyswojenia, możemy posłużyć się jedną z wielu dostępnych w sieci wizualizacji tej sumy – bryła wypełniona sprasowanymi studolarówkami musiałaby mieć podstawę wielkości przeciętnego boiska do piłki nożnej lub futbolu, a wysokość niewiele niższą od Statuy Wolności.

Sześcianiki, z których składa się owa bryła, to palety zawierające po 100 mln dolarów.

Barack Obama, którego w przyszłym roku czekają wybory prezydenckie, we wtorek w nieco dramatycznym wystąpieniu zapowiedział konieczność podniesienia podatków, chociaż wcześniej tego samego dnia Biały Dom opowiedział się za planem autorstwa senatora Demokratów Harry’ego Reida, który podwyżkom podatków jest przeciwny. Na pierwszy rzut oka całość wydaje się wielce konfundująca. Jednakże, amerykańskie media dostrzegły logikę w tym gąszczu niespójności – Obama był zmuszony wspomnieć o podwyżce podatków, ponieważ w ubiegłym tygodniu był bliski dojścia do porozumienia z przewodniczącym Izby Reprezentantów Johnem Boehnerem w kwestii cięć deficytu, z którymi zwiększenie podatków się wiązało. Ustawa pióra Boehnera trafia dziś pod obrady w Izbie Reprezentantów.

Mimo, iż w ostatnich tygodniach takie frazy jak „restrukturyzacja” lub „rolowanie długu” słyszymy niemal każdego dnia, wiele osób zadaje pytanie podstawowe: jak wygląda bankructwo kraju w praktyce? Skutki takiego biegu wydarzeń można podzielić na trzy kategorie: konsekwencje dla wierzycieli, konsekwencje dla kraju oraz konsekwencje dla poszczególnych obywateli.

Wierzyciele na ogół muszą się pogodzić z faktem, że części pożyczonych pieniędzy nigdy nie zobaczą – w 2002 roku wierzyciele Argentyny wychodzącej z kryzysu ekonomicznego otrzymali zwrot jedynie 25% długu. Krajowe skutki restrukturyzacji długu oznaczają konieczność zmniejszenia państwowych wydatków w celu jak najpełniejszego spłacenia wierzycieli. Z drugiej strony, kraj ogłaszający bankructwo musi również liczyć się z obniżeniem swojego ratingu kredytowego, a tym samym z trudniejszym pozyskiwaniem nowych pożyczek.

Konsekwencje dla pojedynczego obywatela wiążą się z zagrożeniem ciągłości wypłat emerytur oraz innych świadczeń socjalnych.

Ważnym aspektem ogłoszenia niewypłacalności kraju jest również wpływ tego wydarzenia na gospodarkę jako większą całość. W tej kwestii zasada jest dość prosta – im większy udział danego państwa w światowym PKB, tym bardziej odczują to rynki w skali globalnej. Nasze europejskie podwórko dostarczyło nam w ostatnim czasie własnych zmartwień. O ile bankructwo Grecji miałoby dla strefy euro większy oddźwięk polityczny, aniżeli ekonomiczny (należy pamiętać, że grecka gospodarka odpowiedzialna jest jedynie za 2% unijnego PKB), ewentualna niewypłacalność innego członka niechlubnego klubu PIIGS, mianowicie generujących sześciokrotnie wyższy dochód Włoch, dałaby się we znaki w o wiele większym stopniu. Biorąc pod uwagę fakt, iż Stany Zjednoczone odpowiedzialne są za 23% światowego PKB, skutki globalne restrukturyzacji amerykańskiego długu ciężko sobie nawet wyobrazić.

Dług publiczny USA, przyrastający z prędkością ok. 2 tysięcy dolarów na sekundę, osiągnie swój ustawowy limit 2 sierpnia 2011. Do tego czasu Amerykanie muszą dojść do ponadpartyjnego porozumienia w kwestii zwiększenia dopuszczalnego pułapu. Mimo wspomnianej już wcześniej dramaturgii, jaka towarzyszy temu ekonomicznemu spektaklowi, należy pamiętać o tym, że negocjowany dopuszczalny poziom zadłużenia Stanów Zjednoczonych był dotychczas podnoszony przeszło 70 razy. O ile rynki finansowe dostarczają nam w ostatnich miesiącach większej dawki emocji, o tyle prawdopodobieństwo dopuszczenia do niewypłacalności USA jest niewielkie i, mimo wszystko, nie powinno spędzać nam snu z powiek.

4 Responses

  1. Dosłownie przed chwilą przeczytałem dwa wpisy na innym blogu poświęcone sytuacji w USA.
    http://blogi.ifin24.pl/trystero/2011/07/29/bankructwo-ktorego-nie-bedzie/
    http://blogi.ifin24.pl/trystero/2011/07/27/co-sie-stanie-gdy-usa-straci-rating-aaa/

    I sytuacja wydaje się prosta: w przyszłym roku wybory, więc Republikanie blokują Demokratów. Część społeczeństwa nie dostanie po 2 sierpnia pieniędzy w postaci wypłat i zasiłków, więc automatycznie notowania Demokratów spadną. Natomiast “rynki finansowe” zostaną w pełni zaspokojone, bo jest kilka sposobów na wydłużenie krytycznego momentu 2 sierpnia.
    Jedyną grupą, jaka może naprawdę stracić, są amerykańscy obywatele, pozbawieni należnych pieniędzy. No i sami Republikanie grają w ryzykowną grę, bo nigdy nie wiadomo, czy wyborcy nie zinterpretują faktu niewypłacalności jako właśnie winy Republikanów, ale jestem wręcz przekonany, że całość winy spadnie na Baracka.

  2. 2 sierpnia już “za rogiem”, a ja coraz bardziej przychylam się do tezy artykułu oraz komentarza Rafała – “wiele hałasu o nic”, polityczna gra (w zasadzie przepychanka) między republikanami a demokratami, która odbija się na coraz biedniejszej klasie niższej.

    Bardzo mnie martwi globalny wpływ amerykańskiej polityki, o czym pisane było zresztą wielokrotnie….

    Liczę na ożywioną dyskusję po 2 sierpnia 😀

  3. Zresztą w 1995 była dokładnie taka sama gra, USA stała się niewypłacalna dwukrotnie w ciągu roku, a w 1996 Republikanie przegrali jednak z Clintonem grę polityczną długiem. Zobaczymy, czy po 16 latach sytuacja się powtórzy,

  4. 18:43 (12:43 EDT) – w ślad za Izbą Reprezentantów, Senat dał właśnie zielone światło dla zwiększenia limitu długu publicznego (74 za, 26 przeciw). Teraz pozostaje już tylko podpis prezydenta.

    Kompromis zakłada zwiększenie pułapu długu publicznego w dwóch etapach: najpierw podwyższenie o niecały bilion dolarów z jednoczesnym obniżeniem wydatków państwowych w podobnej kwocie, a następnie zwiększenie w końcówce roku 2011 limitu o ok. 1,5 biliona dolarów i ustalenie przez specjalną komisję cięć wydatków na tym samym poziomie.

    Zagadkowym aspektem całej sytuacji wydaje się fakt, iż podatki mają pozostać na niezmienionym poziomie, natomiast ograniczanie wydatków ma rozpocząć się dopiero w roku 2013.

Comments are closed.