Polska Społeczeństwo

“Cicha wojna” informacyjna

TOMASZ PAWŁUSZKO

Przy okazji obchodów Roku Miłosza pojawiają się w polskich mediach spory na temat czytelnictwa. Dla przykładu według badań Biblioteki Narodowej cytowanych przez Beatę Stasińską nie czyta 36% Polaków na stanowiskach kierowniczych, 44% polskich przedsiębiorców i ponad połowa polskich urzędników. Około 75% Polaków deklaruje, że nie czyta prasy, a do całorocznego braku kontaktu z tekstem dłuższym niż kilka stron przyznaje się 56% Polaków. Powyższe statystyki prowadzą do ciekawych refleksji na temat kapitału społecznego i stanu społeczeństwa informacyjnego w kontekście europejskim.

Punktem wyjścia do kilku poniższych uwag uczyńmy rynek książki, który jest rynkiem najstarszym i najbardziej tradycyjnym. Regularnie czyta w naszym kraju około jedna piąta populacji. W 2010 roku w Polsce wydano około 30 tysięcy tytułów, z czego jednak około jedną trzecią stanowią publikacje niskonakładowe (100-200szt.) np. publikacje naukowe. Sumarycznie to kwota całkiem spora, ale w perspektywie porównawczej zakupy woluminów przez krajowe biblioteki w rozmiarach poniżej 10 sztuk na 100 mieszkańców są na poziomie trzykrotnie niższym niż w krajach Europie Zachodniej. Samych zaś bibliotek w ciągu ostatnich kilkunastu lat ubyło w Polsce około 2 tysięcy (zważmy, że w Polsce jest ok. 900 miast).

Jako młodzi członkowie społeczeństwa doby modernizacji jesteśmy świadkami błyskawicznych przemian w zakresie komunikacji społecznej. W myśl założeń gospodarki opartej na wiedzy stajemy się tzw. knowledge people, wysoko-wykwalifikowanymi przetwórcami informacji. Na naszych „oczach” zmieniają się sposoby myślenia, metody i środki zdobywania wiedzy oraz jej przetwarzania. Znany pisarz Jacek Dukaj przyznaje, że w porównaniu ze słuchaniem muzyki bądź oglądania filmu czytanie książki (oprócz angażowania zmysłów) wymaga złożonego procesu odczytywania sensów i przekuwania symboli w znaczenia. Skany neurologiczne wskazują na znaczące różnice w zasadach percepcji u osób czytających i nie-czytających. Zmieniają się ludzkie mózgi. Zmienia się zdolność do myślenia krytycznego: Kiedy uczysz się ze słuchu i polegasz wyłącznie na pamięci, nie masz odruchu kwestionowania usłyszanego – najważniejsze, by wpierw wiernie zapamiętać przekaz. Nastawienie interpretacyjne i całe instrumentarium nowożytnego myślenia krytycznego powstały dopiero dzięki upowszechnieniu pisma.

Dziś już raczej nie uczymy się od innych, lecz wzrokowo – a konieczność przyswojenia dużych ilości informacji zakłada maksymalne uproszczenie przekazu. Czytelnik tekstów internetowych „rzuca okiem” na poznawane treści, a przy dłuższych tekstach odczuwa zniecierpliwienie, zmęczony narracją prowadzi walkę z własnym skupieniem. Czytanie staje się narzędziem, obowiązkiem (także szkolnym obowiązkiem), przestaje być kojarzone z przyjemnością czy relaksem. Według wspomnianej Beaty Stasińskiej w ciągu kilkunastu lat przesunęliśmy produkcję przyjemności w kierunku biznesu rozrywkowego.

Powyższe uwagi prowadzą nas do pytania: „co dalej?” Wzrastająca popularność e-booków i elektronicznego sprzętu telekomunikacyjnego oznacza zmiany w podejściu do zdobywania informacji. E-book ogranicza udział zmysłów takich jak zapach, wzrok czy słuch (nie szeleści, nie da się robić na nim notatek, tekst jest podświetlony), ale zarazem pozwala na podzielność uwagi i śledzenie wielu przekazów naraz. Ta forma lektury ma jednak małe szanse, by zastąpić słowo drukowane – e-booki objęte są 23% stopą podatku VAT, ich cena jest zbyt wygórowana, dostępność czytników jest ograniczona.

Mimo wszystko myślimy dziś edytorami tekstu, e-mailami, smsami. Nowoczesne formy komunikacji mają zadanie uczynienia nas ludźmi mobilnymi, wydajnie zarządzającymi własnym oraz cudzym czasem i odpowiedzialnością. Wydaje się jednak, że w rozwoju kapitału społecznego instrumenty „ulepszające” naszą zdolność percepcji nie stanowią warunku rozwoju sieci zaufania społecznego. Demokratyzacja i uproszczenie informacji (w stosunku do wiedzy stanowiącej wiązkę pojęć, sensów i metod ich rozumienia) niosą za sobą konieczność ich egoistycznego „spożywania”. Znajomość informacji może wprawdzie ułatwiać pozyskiwanie kontaktów lub innych informacji, ale nie pozwala na nawiązanie więzi i zaufania, opartych na głębszych relacjach osobowościowych*. Na podobnej zasadzie obserwowany w naszym kraju boom edukacyjny, o czym pisał między innymi prof. Janusz Czapiński**, nie musi przyczynić się do wzrostu kompetencji i poziomu zaufania społecznego, które są niezbędnym warunkiem rozumnej modernizacji.

Literatura drukowana, na co zwrócił uwagę pisarz Jerzy Sosnowski, „zmierza” w stronę kilkusetstronicowych publikacji, których przeczytanie zarezerwowane jest dla wybranych i wytrzymałych. Pozwala to sądzić, iż w najbliższej dekadzie dojdzie do dalszej polaryzacji pomiędzy osobami zdobywającymi wiedzę i informację w sposób tradycyjny (zimne media: prasa, coraz grubsza książka) a osobami pozyskującymi wiedzę głównie przy pomocy gorących mediów elektronicznych, względnie skondensowanych skrótów, opracowań czy raportów. Czy będziemy mieć problem ze społeczeństwem „różnych prędkości” w nowoczesnym wydaniu? Jakie to będzie mieć znaczenie dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i kultury społecznej? Warto się temu przyjrzeć. Istnieje silna potrzeba debaty środowisk kulturalnych i opiniotwórczych na ten wybitnie publiczny temat.

*Od zaufania do zaangażowania. Z Kubą Wygnańskim rozmawia Adam Puchejda, ZNAK, 1/2011, s.23-35

**J. Czapiński, Kapitał społeczny w Polsce. Kiedy stanie się niezbędną przesłanką naszego rozwoju? (w:) “Jakie razem Polaków w XXI wieku? Wspólnota tożsamości, zasad czy działań?” red. J. Szomburg, Gdańsk 2009, za: S. Burdziej, Blaski i cienie kapitału społecznego, ZNAK, 1/2011.